Którz po lekturze Arkadego Fiedlera nie marzył by choć na moment znaleźć się w zielonym piekle dżungli gdzieś nad Orinoko? Rozwiesić hamak i spędzić tam noc po sutej kolacji w postaci upieczonego kajmaniego ogona?
A gdyby jeszcze złowić słodkowodną latimerię lub podwodnego wampira?

.

Nie ma co ukrywać- te trzy kwietniowe tygodnie spędzone w wenezuelskiej dżungli sprawiły, że dane mi było przeżyć wyprawę życia. Póki co.
Już dzień po przylocie do Caracas znaleźliśmy się w niemal dziewiczym świecie, nad brzegiem Rio Caury- największego dopływu Orinoco.
Nasz pierwszy obóz w Quqisie poza pięknym widokiem podarowuje wspaniałe miejsca na poranne wędkowanie.

Jeszcze tylko poranna kąpiel w miłym towarzystwie i zaczynamy…

Po kilkunastu nietrafionych braniach jest pierwsza PAYARA!!!!
Plotyn bez nosa, Leibniz czy Tatarkiewicz sporą część życia spędzili na podejmowaniu prób zdefiniowania pojęcia szczęścia. A to okazuje się takie proste…wystarczy spojrzeć:)

Po 15 minutach pada 6kg MOROCOTO …i pomyśleć, że w miejscu za które żaden szanujący się wędkarz nie dałby złamanego meppsa. Gdzie kończy się logika – zaczynają się cuda.

Kolejna PAYARA wyholowana przez Grzesia, wspomagana przez potężny nurt.

Nasz indiański przewodnik ma teraz co przyrządzić na kolację.

Loluniu ,ze swoją zdobyczą niezbyt pewnie pozuje w rzece pełnej takich potworów;)

Nasza baza wypadowa wydaje się być wg zapewnień bezpieczną, ale na wszelki wypadek na noc dostajemy od Indian strzelbę… na wszelki wypadek…

W nocy polujemy na Bagre (przedstawicieli wielu żyjących okolicznie gatunków sumów) i raje- słodkowodne płaszczki.

Raja może osiągać spore rozmiary, ta miała grubo ponad 10kg. Nikt nie ośmielił się jej ważyć z powodu jadowego kolca na ogonie.

Kolejne spotkanie i kolejny mieszkaniec tropikalnej wody, tym razem węgorz elektryczny. Ten 2 metrowy stwór może wytworzyć napięcie ponad 600 volt!!!! Kopie, kopie;)

Piękny BAGRE TIGRE

Nasze tajne miejsce głęboko w dżungli zaskoczyło bogactwem i różnorodnością ryb. Przez dwa dni poruszaliśmy się na odcinku 1km, a brania były co kilka minut!!!




Piękny BAGRE RAYADO

Na jeden rodzaj salmo slidera padały piękne i waleczne PIKUA. Indianie twierdzą, że spłoszona potrafi przelecieć nad wodą kilka metrów!!!





Szczęście nas nie opuszczało. Zaś PAYARY nie dawały o sobie zapomnieć. W dowodzie wdzięczności każda sztuka trafiała do wody.


…nie samą rybą żyje człowiek” udało się nam upolować Baciro (świnia górska). Polowanie było podobne do tego z filmu „APOCALIPTO” . Adrenalina sięga czubka głowy ,tętno skacze, włącza się instynkt łowcy…

…i kolejne piękne zdobycze. Tym razem pada bardzo waleczna BOCONA. Wierząc legendzie o jej sile, wytrwałości i sprycie za tą rybą oddaliliśmy się 400km od cywilizacji!!! I było warto! Legenda okazała się jak najbardziej prawdziwa – ta ryba to wariat!
Moja nowa miłość:)

W rybich miłościach możemy pozwolić sobie na poligamię więc nie ma tu mowy o zdradzie:)


…miejscowe KFC:) Miejscowy przysmak – kaczuszki palce lizać. Tu poluje się tylko wtedy gdy jest taka potrzeba, nic na zapas!!!

I znów rzeczny wampir.

…to też udane polowanie na REGIONAL LIGHT – w dżungli smakuje doskonale, ważne żeby było zimne- tylko jak tego dokonać?


…potężne uderzenie ,zacięcie i ponad 20 minutowy hol, wędka wygina się do granic wytrzymałości, niesamowite odjazdy, hamulec gra dobrze znaną melodię, no i jest… – pierwsza dwucyfrowa PAYARA, ponad 10kg!!!




Koniec kwietnia – można zaczynać majówkę.

Następne dni spędzamy w królestwie BOCONY. Przemieszczamy się z naszym przyjacielem Wladem łódką pod polską banderą. Ta waleczna ryba z pięknym uzębieniem dostarcza nam niesamowitych wrażeń. Łowiąc ją w krystalicznej wodzie trzeba być niesamowicie uważnym, brania następują bardzo niespodziewanie i z wielką wściekłością…











…oto dowód na waleczność tutejszych mieszkańców wód – salta, wyskoki na wysokość 1m każdemu wędkarzowi podnoszą ciśnienie!!!




Ruszamy dalej z naszym dzielnym Miqelem z plemienia Jekwana.
Natrafiamy na ślady po uczcie tajemniczych INDIAN HOTI. Mamy nadzieję, że nie skończymy jak ten kajman!!!


Rozbijamy obóz gdzie można odpocząć w cieniu drzew, podziwiając piękną przyrodę.



Odpoczynek połączony z podziwem nie trwa długo bo oto już branie na spokojnej wodzie. Zupełnie inna walka, ryba trzyma się dna i niesamowicie odjeżdża ,tym razem slidera dopadło 8kg MOROCOTO!!!


Wracamy w dół rzeki ,otacza nas piękno lasów deszczowych i niesamowite zachody słońca ,w którym złowiona przeze mnie 7kg PAYARA wygląda jak posypana złotym proszkiem…








Największe ryby i tak zostają w wodzie… ”jak Loluniowi zwiążesz ręce – pokaże, że oko miało średnicę 5 cm…”;)

Ponownie wróciliśmy do Quqisy – teraz wydaje się nam, że jest to 5-cio gwiazdkowy hotel.


Jeszcze mały wypadzik na „sinco mil”…

…i jeszcze kilkanaście brań i kilka udanych holi…



To charakterystyczny obrazek dla RIO CAURA – drzewo na środku rzeki.

Pożegnaliśmy Caure i samochodem terenowym pojechaliśmy na rzekę Paraguę, na słynące z największych payar na świecie wodospady Uraima (rekord świata padł właśnie tu, prawie 19kg).
Brania były niesamowite! Do tego stopnia silne, że uznawaliśmy je za zaczepy o skałę. Jednak te zaczepy zaraz ożywały szybko się przemieszczając, nierzadko pod prąd. Po pierwszej ponad metrowej payarze wiedzieliśmy jak je zacinać…z dwóch rąk i z półobrotu!!!!
















Naszym wyczynom bacznie przyglądała się ciekawska wydra…

…to niesamowite ,ale brania następowały co kilkanaście sekund!!!


W końcu daliśmy odpocząć payarom i sobie, zasiadając na skale i leniwie rzucaliśmy woblery w spokojną zatoczkę, blisko nurtu. Przy kolejnym rzucie zauważyłem falę podążającą za moim sliderem… Po chwili potężne szarpnięcie i odjazd w stronę dna, zaczęła się walka z tą łodzią podwodną – po chwili wynurzyła się wielka zębata paszcza 14-to kg AYMARY!!!
Po dłuższej chwili, okazało się, że to nie był przypadek – w ciągu godziny każdy z nas miał już swoją niemniejszą aymare. Ta wyglądająca jak prehistoryczny jaszczur ryba, chętnie brała w nocy…wyciągając 150m plecionki podczas naszego snu… Słodkowodna „latimeria”








Owszem, zdażały się na tym odcinku również payary

Za to następnego dnia rzeka obdarowała nas samymi pięknymi payarami – każda miała ponad 10kg!!!



Niestety po godzinie rozpoczęła się tropikalna ulewa, zrezygnowaliśmy więc z polowania na Payarę. Przed nami nowa przygoda – z samego rana ruszamy w poszukiwaniu największego przedstawiciela pielęgnicowatych – wspaniale ubarwionej ryby PAVON!!! (w Brazylii znana pod nazwą TUCUNARE)


…pierwszy spokojny dopływ Paragui, pierwszy rzut i… jest !!! Piękny 5-cio kg PAVON, samiec z charakterystyczną naroślą na głowie. Przepiękna walka do samego końca, paszcza zdaje się otwierać jak małe wiaderko. Co chwilę obserwujemy spławy, rzut w ich pobliże i natychmiastowy atak!!! Nasz przewodnik prosi o choć jedną rybę na kolację, nam szkoda tak pięknych okazów. Mięso pavona jest bardzo cenione przez miejscowych. W końcu dajemy się namówić i bierzemy jedną bardzo niefortunnie zaciętą sztukę.









Nasz przewodnik – Valentin – szef miejscowej społeczności indiańskiej wiedział co mówi. Mięso tej ryby uważane jest za najsmaczniejsze na świecie wśród ryb słodkowodnych!!!

Docieramy na naszą rzekę blisko Gurii. Krajobraz zmienia się znacząco – sterczące z wody uschnięte drzewa wróżą emocje. Posilamy się i rozbijamy obóz aby wieczorem wybadać co też może się kryć w tej niesamowicie zapowiadającej się wodzie…



Nasza intuicja nie zawiodła i efekty zaskoczyły nawet naszego przewodnika!!! Cudowne brania, wspaniałe pojedynki, niesamowite skoki, adrenalina… Tak wygląda wędkowanie w Wenezueli!!!



Ryby które łapiemy mają wręcz bajkowe kolory.



MARTIN-PESCADOR (miejscowy zimorodek) towarzyszył nam przez cały wieczór.

Ary zawsze trzymały się parami, bądź w stadach – nigdy samotnie.

Tak podane a do tego w takich warunkach jedzenie smakuje rewelacyjnie. Niczego więcej nam nie trzeba, oprócz błękitnego nieba i wody, w której są ryby:)


Trafiają się też bliżej nieznane osobniki ichtiofauny.

Niestety musimy w końcu pożegnać się z jeziorem Guri – z jego widokami, które wypaliły się w naszych sercach i pamięci. Już teraz obiecujemy sobie, że tam wrócimy.




Toyota FZJ produkowana tylko na rynek wenezuelski z potężnym silnikiem 4,5 litra dzielnie spisywała się na dziurawych drogach, a także na szlakach Grand Sabany. Postanowiliśmy zaznaczyć swoją obecność na wenezuelskich szlakach.
OFF-ROAD PL 4×4

Klub Wędkujących Globtroterów BAYAN-GOŁ



Popularny polski magazyn OFF-ROAD.PL 4X4 wzbudził wielkie zainteresowanie naszego kierowcy. Grzesiek Surowiec na pewno jest dumny:)


No comments;)

Co tu dużo mówić…Niezłe sztuki (dorodne, zdrowe takie;) ) trafiają się nie tylko w wodzie;)


Ten kraj jest rajem dla posiadaczy pojazdów 4×4, nie obowiązują tu żadne zakazy, jeździć można nawet po parkach narodowych, a Wenezuelczycy kochają off-road.


W poszukiwaniu nowych miejsc wyruszyliśmy naszą FZJ-ą w stronę granicy z Brazylią. Znaleźliśmy bajeczne wręcz miejsca – wspaniałe wodospady mające ponad 40m, całkowicie dzikie rzeki z bajecznymi kaskadami. Gdybyśmy mieli więcej czasu na pewno odkrylibyśmy wędkarskie EL-DORADO, ale nic straconego – jeszcze w tym roku wracamy aby eksplorować tutejsze rzeki w poszukiwaniu wędkarskiego raju.














W takich warsztatach potrafią reanimować amerykańskie auta nawet z lat 50-tych, które po zamontowaniu żółtych tablic służą jako taksówki. Można całkiem dobrze zarobić przy cenie benzyny…UWAGA… 7groszy za litr!!!!


W oddali widać TEPUI – najstarsze formy skalne na naszej planecie. Ten piękny fragment Ziemi ukształtował się wiele milionów lat temu, zaskakując dziś swoją różnorodnością i bogactwem przyrody.
Wróciliśmy szczęśliwi, że zmierzyliśmy się z nowymi gatunkami ryb, dumni z poznania tak wspaniałych przyjaciół jak YAMIL czy LUIS, i w końcu po uszy zakochani w Wenezueli, pewni, że jeszcze w tym roku tam wrócimy .

tekst i zdjęcia: Paweł Mamoń i Grzegorz Borowski.