Tajmień (hucho taimen) – gatunek z rodziny ryb łososiowatych, blisko spokrewniony z głowacicą. Dochodzi do 2 m długości i 70 kg wagi. Tajmień zasiedla rzeki o silnym nurcie, głębokie, z kamienistym dnem. Granice jego rozprzestrzeniania na zachodzie sięgają górnej Wołgi i Peczory, a na wschodzie dorzecza Amuru. Licznie występuje w wielu rzekach Syberii.
Fot. Tajmień – obiekt moich marzeń
Tak w skrócie można scharakteryzować rybę, o spotkaniu z którą od lat marzyłem, a dokładnie od czasów mojej działalności w Akademickim Klubie Wędkarskim „Karp” w Kielcach.
Okazja spełnienia studenckich marzeń nadarzyła się dopiero w 1999 r. Jak zwykle w takich przypadkach zadecydował przypadek. W czerwcu zadzwonił do mnie Bogdan z Rzeszowa. Po krótkiej rozmowie i wymianie adresów otrzymuję od Bogdana fax z propozycją spędzenia wspólnych wakacji w Rosji w poszukiwaniu tajmieni oraz łososi. Propozycja jest bardzo atrakcyjna i umawiamy się na spotkanie w Jaśle. Po namyśle i analizie wszystkich ”za” i „przeciw” wygrywają moje marzenia i chęć przeżycia nowej, wędkarskiej przygody. Bogdan okazuje się bardzo dobrym organizatorem i doskonałym kumplem.
W dniu 11 lipca 1999 r. wspólnie z Bogdanem i Jego synem 11-to letnim Filipem wylatujemy z Warszawy do Moskwy, a następnie z lotniska krajowego „Wnukowo” lecimy TU 154 do Czity. Po spokojnym trwającym prawie siedem godzin locie pewnie lądujemy w Czicie. Cofamy czas o kolejne sześć godzin (w Moskwie o dwie).Tutaj czeka na nas Żenija wraz z innymi organizatorami, którzy cały czas będą nam towarzyszyć podczas naszego pobytu na Syberii. Przed nami jeszcze ok. 750 km podróży przez Syberię. Trasa jest malownicza, pogoda wspaniała, jest słonecznie, a temperatura powietrza przekracza w południe 350C. Jedziemy bardzo szeroką pradoliną, po obu stronach rozpościerają się góry. Zaludnienie mijanych obszarów niewielkie. Bardzo rzadko możemy zobaczyć zabudowania gospodarcze, które lokalizowane są w odległości 1-2 km od głównej drogi. Po około 550 km zatrzymujemy się, nad jedną z bardzo licznych w tej okolicy rzeczek, na pierwszy nocleg.
Fot. W drodze nad Burkał – pierwszy nocleg w syberyjskiej tajdze
Fot. W drodze na Burkał
Fot. Krasnyj Czukoj
Pomimo zmęczenia i już późnej pory montuję sprzęt muchowy i wyruszam na spotkanie z syberyjskimi rybami. Jednak po godzinie wracam do obozu „o kiju”. Na rzece żadnych oznak żerowania ryb, czuję się trochę zawiedziony, gdyż sądziłem że potrafię złapać rybę w każdych warunkachi w każdej rzece. Pycha i zarozumiałość została ukarana. Na efekty musiałem poczekać.
Fot. Krasnyj Czujkoj – w oczekiwaniu na naszych przewodników
Docieramy do miejscowości Krasnyj Czukoj, gdzie spotykamy się z naszymi przewodnikami wędkarskimi: Miszą i Sieriożą oraz Kolą kierowcą samochodu „Ural”, którym mamy pokonać ostatni odcinek bezdroży Syberii nad rzekę Menzę.
Fot. Ural – nasz kolejny środek transportu
Gospodarze okazują się wspaniałymi i bardzo gościnnymi ludźmi. Po omówieniu szczegółów naszego pobytu na Syberii i ustaleniu miejsca naszego spotkania na rzeką Burkał wyruszamy w dalszą drogę. Krasnyj Czukoj okazuje się ostatnią miejscowością na naszej trasie. Później spotkamy tylko nielicznych pracowników leśnych.
Fot. Ural – jak się okazało niezastąpiony środek transportu po bezdrożach Syberi
Trasa staje się coraz bardziej malownicza i sukcesywnie, powoli pniemy się w górę. Krajobrazy i przyroda Syberii nas urzeka. Po drodze zatrzymujemy się w pięknym rezerwacie cedrów oraz nad dwoma bardzo obiecującymi potokami i próbujemy szczęścia łowiąc metodą spiningową (ja rezygnuję i wybieram spacer wzdłuż potoku szukając oznak życia w wodzie tj. owadów, larw, narybku ).
Fot. Rezerwat cedrów
Woda w tych rzeczkach jest krystalicznie czysta, z bardzo licznymi kryjówkami i głęboczkami, jednak rzeki okazują się bardzo ubogie. Próby połowów kończą się niepowodzeniem. Po długiej wspinaczce osiągamy w końcu szczyt i w dole, naszym oczom pojawia się wspaniała dolina rzeki Burkał. Zatrzymujemy się nad tą rzeką w okolicach mostu. Rzeka jest piękna (wyglądem przypomina San w okolicach Leska), a woda wręcz nieprzyzwoicie czysta, z bardzo niskim stanem. Uciąg wody potwierdza jej górski charakter. Dno rzeki kamieniste, z licznymi dużymi głazami, bez żadnej roślinności podwodnej.
Fot. Obóz nad rzeką Burkał
Fot. Rzeka Burkał – okolice naszego obozowiska nad rzeką i nasz szybki i bardzo skuteczny środek lokomocji po syberyjskich rzekach
Do spotkania z naszymi przewodnikami mamy ok. 2-3 godzin czasu, który postanawiamy wykorzystać na poznanie rzeki oraz kolejne próby wędkowania. Bogdan z Filipem wybierają spining, ja zostaję wierny wędce i metodzie muchowej. Również Pułkownik „pograniczników” (teść Żeni), montuje sprzęt wędkarski. Z dużym zainteresowaniem oglądam Jego przygotowania oraz stosowane przynęty. Metoda połowu jest bardzo prosta, a przynęty (moim zdaniem) bardzo prymitywne, ale jak się później okazuje, bardzo skuteczne. Przynętą jest duża ciężka mormyszka z długim hakiem „uzbrojonym” kawałkami wełny i piór (preferowane kolory: żółty, brązowy z jego odcieniami, zielony i czerwony, pióra brązowe i czarne) lub naturalnymi przynętami, głównie czerwonymi robakami (w rzekach Syberii dozwolony jest połów na naturalne przynęty). Aby ta przynęta pracowała prawidłowo w odległości ok. 40 cm umieszcza się dodatkowe obciążenie i duży, dobrze widoczny spławik. Taki zestaw prowadzony był na głębokości ok. 70 cm – 1 m.
Fot. Fragment rzeki Burkał
Fot. Rzeka Burkał
Fot. Burkał – widok z łodzi
Bogdan po kilku rzutach, na małego pływającego woblera, w okolicach filara mostowego zacina pierwszego niewielkiego lenoka (syberyjski pstrąg) ok. 30 cm. Po kilku minutach ma już na swoim koncie drugą rybę. Również Pułkownik wprawnie zacina dwie ryby. Wszystkie dotychczas złapane lenoki nie przekraczają jednak 35 cm długości. Po namyśle oraz analizie dotychczasowych wyników zakładam streamery i zaczynam sukcesywne „przeczesywanie” najbliższej rynny. Pomimo wielu zmian streamerów i różnych technik ich prowadzenia nie udaje mi się jednak zaciąć żadnej ryby. Zmieniam metodę i rozpoczynam próby połowu na mokre muchy w kolorach i kształtach zbliżonych do stosowanych przez Rosjan przynęt. W okolicach mostu mam pierwsze brania. Po przejściu ok. 200 m w dół rzeki zmieniam metodę połowu i decyduję się na zastosowanie suchej muchy. W bardzo krótkim czasie łowię 7 lipieni od 20 do 33 cm oraz mam kilka nie zaciętych wyjść lub nieskutecznych holi. Wszystkie złapane przeze mnie ryby z powrotem trafiają do wody. Wracam do obozu „o kiju” jednak już w zdecydowanie lepszym humorze. Mojego dobrego humoru nie podzielają jednak Rosjanie, dla których każda ryba jest smaczna bez względu na jej wymiar. Przyrzekam poprawę.
Ok. godziny 17 płyniemy z Bogdanem i Miszą w górę rzeki.
Fot. Misza – nasz wędkarski przewodnik i syberyjski guru
Taktyka jest prosta, mamy poznać odcinek rzeki ok. 8 km i spróbować łowić tylko w dwóch, trzech najciekawszych miejscach, a następnie swobodnie spływając w stronę obozu mamy obławiać wszystkie najciekawsze fragmenty rzeki. Zabieramy ze sobą, za namową naszego przewodnika, tylko ciężkie kije spiningowe i duże przynęty, a on oprócz sprzętu wędkarskiego zabiera ze sobą strzelbę myśliwską oraz pistolet. Filip zostaje w obozie i będzie próbował szczęścia
w najbliższej okolicy pod wprawnym okiem Sierioży i Żeni. Misza w trakcie podróży opowiada nam o zwyczajach tajmieni, lenoków i hariusów oraz wskazuje nam typowe miejsca ich żerowania. Stan wody w Burkale jest bardzo niski, gdyż od prawie miesiąca w tym rejonie nie było żadnych opadów, a temperatura wody jak na wody górskie wysoka. W kilku miejscach wychodzimy z łodzi, gdyż niski stan wody może spowodować jej uszkodzenie. Widok rzeki oraz jej najbliższego otoczenia jest imponujący. Zamiennie, raz z prawej raz z lewej, brzegi rzeki to nagie wysokie skały lub płaskie doliny porośnięte wysoką trawą, brzozami i sosnami. Wokół zupełna cisza, rzadko przerywana śpiewem ptaków lub odgłosami dzikich zwierząt. Misza w sposób precyzyjny objaśnia nam charakterystyczne odgłosy tajgi oraz przedstawia zwyczajowe nazwy mijanych fragmentów rzeki. Po ok. 4 km zatrzymujemy się na pierwszy postój nad bardzo głęboką i długą rynną. Po drugiej stronie rzeki wysoki skalisty brzeg, pionowo opadający w dół. Nad rzeką żadnych wędkarzy. Jesteśmy zupełnie sami. Obaj z Bogdanem zakładamy duże woblery (Bogdan pływający, ja tonący) i rozpoczynamy sukcesywne przeczesywanie wody, a Misza spaceruje po brzegu bacznie obserwując okolicę. Dopiero później dowiemy się o przyczynach Jego zachowania. Niepokój Miszy spowodowany był zbliżaniem się do naszego stanowiska dwóch „syberyjskich misiów”.
Fot. Lenok i tajmienie
Po godzinie „biczowania” Bogdan ma potężne uderzenie i rozpoczyna hol. Niestety po ok. minucie ryba się spina i nie możemy autorytatywnie stwierdzić co skusiło się na dużego pływającego woblera. Po tym zdarzeniu zmieniam woblera na mniejszego. Zakładam srebrną Rapalę Shad Rap długości 11 cm i po kilku rzutach mam pierwsze uderzenie. Po krótkim, agresywnym holu (żyłka 0,35) pierwszy, ok. 40 cm lenok ląduje na brzegu. Jest pięknie wybarwiony. Zmieniam miejsce i znowu mam następne branie. Tym razem znacznie silniejsze, a zahaczona ryba ostro walczy. Po nieco dłuższym holu wprawnie wyślizguję ją na brzeg. Złowioną rybą okazał się lenok przekraczający 50 cm. Kolejny raz zmieniamy miejsce połowu i płyniemy w górę rzeki. Dopływamy do granic rozpoczynającego się w tym miejscu ścisłego rezerwatu przyrody (dalsze łowienie w górze rzeki jest zabronione) i tu ponownie rozpoczynamy wędkowanie. Jest to piękne miejsce i moim zdaniem najlepszy fragment rzeki rokujący złapanie tajmienia (długa, spokojna i głęboka rynna). Moje przypuszczenia potwierdza Misza, gdyż właśnie w tym miejscu, w okresie późnej wiosny tj. w pierwszych dwóch tygodniach po zakończeniu tarła tajmieni (od 1czerwca) złapano najwięcej tych ryb, z których największa przekroczyła 16 kg wagi. Również Misza uzbraja swoją „katiuszkę” w duże srebrne „kopyto” i rozpoczynamy wspólne łowy. Powoli zaczyna szarzeć, ale w dalszym ciągu jest bardzo ciepło. Na wodzie żadnych oznak żerowania ryb pomimo coraz intensywniejszych ataków komarów i dużych gzów. Bogdan, który łowi na końcu rynny po kilkunastu rzutach zacina ok. 40 cm lenoka i spina trzy kolejne. Ja zaczynam obławianie tego miejsca od początku rynny i brodząc w wodzie, bardzo powoli schodzę w dół. W ciągu pół godziny łowię 3 lenoki przekraczające 45 cm, w tym jednego na 56 cm.
Fot. Misza ze swoją niezawodną katiuszką obciążona ciężkim ripperem
Nasz przewodnik daje sygnał do powrotu. Teraz będziemy łowić z łodzi, która będzie swobodnie spływać unoszona prądem rzeki. W trakcie drogi powrotnej Bogdan przypadkowo łamie szczytówkę swojej wędki i z konieczności siada za sterami łodzi umożliwiając dalsze łowienie Miszy i mnie. Powoli zapada zmrok. Misza zakłada „myszę” (pływająca przynęta długości ok. 20 cm imitująca przepływające przez rzekę wiewiórki i myszy), ja nie zmieniam swojej szczęśliwej Rapali. Dopływamy do miejsca, w którym wcześniej najprawdopodobniej nastąpił atak tajmienia. Po kilku rzutach czuję potężne uderzenie, jakże silniejsze od dotychczasowych. Po chwili wyskok ryby i potężny plusk potwierdzają moje przypuszczenia, że to tajmień. Czuję, że ryba jest bardzo silna. Hol przedłuża się. Wędka oraz kołowrotek działają bez zarzutu i z każdą chwilą upewniam się, że zaczynam mieć nad nią przewagę. Po chwili ryba jest w okolicach łodzi i po raz pierwszy widzimy tajmienia, który jest dobrze zahaczony. Jestem teraz pewniejszy, że go nie stracę pomimo kolejnych jego „odjazdów”. W pewnym momencie przy próbie podebrania tajmienia, ryba niebezpiecznie nurkuje pod łódź w okolice podwodnych skał. Po ponownym podholowaniu, Misza wprawnie ją podbiera i wrzuca do łodzi. Jestem szczęśliwy i pomimo oznak żerowania tajmieni kończymy wędkowanie i wracamy do obozu. Jest już całkiem ciemno. Doświadczenie i znajomość rzeki przez Miszę pozwala nam wrócić bardzo szybko do obozu „na silniku”. Nikt jeszcze nie śpi, a wszyscy czekają na nasz powrót.
Fot. Jest, mój pierwszy tajmień – przynęta 11 cm srebny Shad Rap
Fot. Autor ze swoją zdobyczą
Przy kolacji, opowieści i gratulacji nie było końca. Sierioża wprawnie przygotował wszystkie złapane ryby do spożycia. Część ryb przeznaczono na zupę, inne zostały posolone i przygotowane do bezpośredniego spożycia. Do bardzo późnych godzin wieczornych, pomimo złośliwych komarów, trwały nasze dyskusje i ranne „polowanie” na tajmienia raczej należało odłożyć na inny dzień. Misza i Sierioża poinformowali nas, że od tygodnia padają deszcze w Mongoli i Menza jest mętna, a poziom wody w rzece przekracza o ok. 1 m poziom stanów średnich.
Późnym rankiem, po orzeźwiającej kąpieli w rzece oraz śniadaniu złożonym głównie
z ryb (podano solonego tajmienia oraz smażone lenoki) i tradycyjnym już rosyjskim „kieliszku” „za fart”, wyruszamy już wspólnie z Filipem w górę rzeki. Pogoda jest fantastyczna. Jest słonecznie i bardzo ciepło, a wręcz upalnie. Bogdan zostaje wierny swoim dużym woblerom licząc na spotkanie z tajmieniem, Filip próbuje łowić na małe pływające woblery, ja natomiast zmieniam taktykę nastawiając się głównie na lenoki. Zakładam „Meppsa Aglia” nr 3 i 2 (mat czarny). Metoda ta jest bardzo skuteczna i w ciągu niespełna trzech godzin wyciągam 12 lenoków, w tym dwa ponad 50 cm. W trakcie naszych połowów Misza bacznie obserwuje brzegi rzeki oraz szuka narośli powstających na brzozach (przypominają wyglądem huby), które powstają w wyniku samoobrony drzewa, po sięgających w zimie do – 550C mrozach powodujących ich pęknięcia. Z wysuszonych narośli oraz liści i owoców dzikich porzeczek lub innych leśnych jagód Rosjanie przygotowują doskonały napój orzeźwiający zwany „czagą”. W sumie łapiemy 15 ryb i wracamy do obozu. Po powrocie jestem świadkiem przygotowywania zupy rybnej. Jej podstawowym składnikiem jest wczoraj złowiony tajmień i lenoki. W pewnym momencie do przygotowanej już zupy Sierioża wlewa ok. 150 ml czystej wódki i wyjaśnia nam, że bez wódki to będziemy jeść „rybaczyj sup”, a z dodatkiem wódki ta sama zupa to „ucha”. Wszyscy przyznajemy, że przygotowana przez Sieriożę ucha smakuje znakomicie.
Fot. Rzeka Burkał – Misza i Filip w drodze do kolejnej miejscówki
Fot. Rzeka Burkał – Filp w poszukiwaniu dogodnego miejsca do oddania rzutu
Fot. Rzeka Burkał – Filip z okazałym lenokiem
Fot. Lenki
Przesiadamy się na „Urala” i wyruszamy na nowe łowisko. Naszym celem jest oddalona o ok. 27 km rzeka Menza. Po wyczerpującej trwającej ok. 3 godzin górskiej wspinaczce po bezdrożach Syberii oraz po kilkukrotnym przekraczaniu różnych rzek docieramy do miejsca naszego nowego obozowiska.
Fot. W drodze nad Menzę – nasza łódź za Uralem
Fot. W drodze nad Menzę – stanowisko pracowników leśnych
Fot. W drodze nad Menzę – przeprawa przez rzekę
Fot. W drodze nad Menzę – wysychające koryto syberyjskiej rzeczki
Fot. Fragment rzeki Menza
Fot. Menza – autor z dwoma tajmieniami, w tle Balszaja Rieczka (ta z lewej) wpadająca do Menzy
Na tej górzystej i zabagnionej trasie poznajemy zalety naszego samochodu, który posiada napęd na sześć kół i ma możliwości bezpiecznej jazdy przy przekraczaniu rzek (w trakcie jazdy jest możliwe spuszczanie powietrza z kół i po pokonaniu przeszkody ponowne napełnienie). Miejscem naszego obozu jest rozległa polana leśna zlokalizowana przy ujściu Balszoj Rieczki do Menzy. Do granicy z Mongolią, płynąc w górę rzeki mamy ok. 40 km. To miejsce jest wspaniałe i wyglądem przypomina odcinek naszego Dunajca przy ujściu Ochotnicy, ale Menza, w tym miejscu jest dwu-trzykrotnie szersza i głębsza. W bardzo wczesnych godzinach rannych na naszej polanie można było zobaczyć pasące się nieprzeliczone stado jeleni i łani, a na nieco oddalonych (ok. 2 km) podmokłych terenach również łosi. Sierioża pokazał nam również ślady jenotów, dzików i niedźwiedzia.
Fot. Menza i Balszaja Rieczka w okolicach obozowiska
Niestety potwierdza się fakt, że Menza, która wypływa z gór Mongolii jest podwyższona i mętna. Balszaja Rieczka to nieduża rzeka z krystalicznie czystą wodą i pomimo bardzo niskiego stanu z silnym uciągiem wody. Bogdan wraz z Miszą i Sieriożą wypływają na eksplorację Menzy i w najciekawszych miejscach zakładają sieci oraz ustawiają „sanki” z sztucznymi myszami (na każdych „sankach” montowanych jest od 4 do 6 przynęt). W tym czasie ja próbuję szczęścia wędkując z brzegu. W miejscu połączenia się rzek, w godzinach wieczornych, łowię na swoją Rapalę największego lenoka ok. 61 cm. Niestety w ciągu najbliższych dni woda w Menzie nie obniża się, a my musimy zadowolić się tylko trzema ok. 4-5 kg tajmieniami złowionymi rosyjskimi metodami. W tym roku na tej rzece największy złowiony tajmień przekroczył 30 kg i został złapany w sieci, poniżej naszego obozu.
Fot. Obozowisko nad Menzą
Fot.Obozowisko nad Maenzą – domek pracowników leśnych, chwilowo zajęty przez naszą ekipę
Fot. Obozowisko nad Menzą – Misza pozyskuje korę brzozową
Fot.Obozowiska nad Menzą – Misza czuwający nad naszym obiadem
Fot. Menza – sieci rybackie to popularny sposób połowu ryb w rzekach Syberii
Fot.Obozowisko nad Menzą- Filip uzbrojony „po zęby”
Fot. Obozowisko nad Menzą
Fot. Rzeka Menza – sztuczne myszy i sanki
W związku z takim stanem wody w Menzie i bardzo trudnym wędkowaniem musimy zadowolić się łowiąc lipienie i lenoki w Balszoj Rieczce. Niestety niski stan oraz podwyższona temperatura wody spowodowała spłynięcie dużych sztuk do Menzy. Ryb jest dużo, ale nie przekraczają one 35 cm. Łowimy na różne przynęty tj. pływające muchy, małe nr 0 i 1 srebrne i złote Meppsy Long (najskuteczniejsze). Na sztuczne muchy łupem padają tylko lipienie, natomiast na wirówki łowimy lipienie i lenoki. W tej rzece największe lipienie i lenoki przekraczające 50 cm można złowić tylko na początku czerwca lub w październiku.
Fot. Rzeka Balszaja Rieczka
Fot. Rzeka Balszaja Rieczka – Żenija
Fot. Rzeka Balszaja Rieczka – Bogdan próbuje szczęścia na nimfę
Fot. Bogdan – pomysłodawca i organizator wyprawy oraz autor
Dziękując naszym przewodnikom za wspaniałą przygodę Bogdan daruje Miszy kilka swoich blach, a ja na rosyjskich mormyszkach wykonuję naszym przewodnikom kilka sztucznych much (kolorystykę i materiały wybiera Misza).
Opuszczając gościnną Syberię obaj z Bogdanem wiemy, że wkrótce powrócimy nad syberyjskie rzeki, do dzikiej jeszcze nie zniszczonej przez człowieka przyrody, lecz w innym terminie, aby poznać smak sukcesu lub porażki z tymi największymi królami tych rzek.
Autor tekstu: Janusz Przetacznik
Zdjęcia: Janusz Przetacznik i Bogdan Dresler