Jest taki dom – stoi sobie na pięknym archipelagu wysp porośniętych wrzosem jak nigdzie indziej. W każdym jego kącie stoją wędki, pełno tam toreb i pudełek z poukładanymi wzorowo przynętami. Do tego rzeźby i zdjęcia ryb na ścianach jakby w ofensywie do kobiecej, pełnej wdzięcznych bibelotów części domu. Zamieszkuje go wspaniała rodzina ludzi z sercami na dłoni. Rafał, Kasia, Dawid i Wiktor Rabiega – mam to szczęście, że moje i ich ścieżki się kiedyś skrzyżowały a na początku sierpnia tego roku wraz z całą swoją rodziną miałem kolejne szczęście być ich gościem. I doprawdy nie wiem jak się odwdzięczę ale zmajstrowali nam jedne z piękniejszych wakacji ever.

Ów dom znajduje się w Rong, w komunie Øygarden („ogrody wysp” – nazwa nieprzypadkowa) – godzinę jazdy od Bergen.

Nim tam dotarliśmy wylądowaliśmy szybkim, bezpośrednim lotem z Gdańska właśnie w hanzeatyckiej perle Norwegii, na styku Morza Północnego i Norweskiego – w Bergen.

Założone w 1070 (lub 1069) roku, przez Olafa III, pod nazwą Bjorgvin. Początkowo osada rybacko-kupiecka, a w XII-XIIIw. już główny ośrodek polityczny Norwegii – siedziba biskupa, rezydencja królewska, miejsce koronacji. Formalna stolica od 1217 roku. Od połowy XIII w. port o znaczeniu międzynarodowym. W latach 1343–1560 działała tu faktoria niemieckiej Hanzy.

 

Każdego roku odbywają się tam zloty żaglowców z całego świata i festiwale muzyczne. My trafiliśmy na zlot parowców – też nieźle. Zdecydowanie było co robić.

Fisketorget, czyli słynny bergeński targ rybny pod gołym niebem, gdzie od rana do późnego wieczora można kupić świeże ryby z okolicznych połowów, zjeść owoce morza, paelle bądź inne dary morza.

Wystawy niektórych sklepów, szczególnie jednej z prawdziwym wypchanym niedźwiedziem polarnym doprawdy robiły wrażenie, co widać po naszych chłopakach. Zdjęcie niestety nie oddaje skali zwierza. Warto zobaczyć to na własne oczy. Dorosły niedźwiedź polarny stojąc na tylnich łapach potrafi osiągnąć 3,35m wysokości!

Bryggen, szczególnie wieczorową porą jest pełne niepowtarzalnego klimatu z niespotykaną nigdzie indziej akustyką.

By uchronić drewnianą zabudowę miasta przed pożarami, zakazano palenia ognia w domach już wieki temu, nawet w trakcie najmroźniejszych zim. Bardzo często doprowadzało to do wychłodzenia mieszkańców, co skutkowało w niektórych przypadkach nawet śmiercią. Przepisy nie uchroniły mimo wszystko Bryggen, które zostało dotknięte przez liczne pożary. Największy z 1702 roku, spowodował najrozleglejsze zniszczenia pochłaniając niemalże całe Bergen. Zachowało się jedynie kilka obiektów, które zostały odnowione. Zniszczone budynki odbudowano z dużą dokładnością na fundamentach miasta pochodzących z XII wieku. Oznacza to, że zabudowa Bryggen nie została zmieniona do dziś. Ostatni pożar w mieście wybuchł w 1955 roku, zabierając ze sobą kilka domów, które odbudowano w 1970 roku.

Wszystko to znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

W 1360 roku Niemiecka Liga Hanzeatycka założyła w Bergen Kantor będący placówką handlową przez kolejne dwieście lat. Uliczki zapełniły się towarami – beczkami z wielorybim tłuszczem, które stąd płynęły nawet do Ameryki by rozświetlić latarnie tamtejszych miast. Wśród towarów eksportowych jednak sztokfisz utrzymał się znacznie dłużej. Zamiłowanie do sztokfisza rozprzestrzeniło się na różne części świata. Głównie w Portugalii, Brazylii i w Italii. Również w Nigerii sztokfisz norweski stanowi integralną część tradycji żywieniowej. Okoporko, jak nazywają go Nigeryjczycy, przygotowywany był od święta i po dziś dzień stanowi składnik tradycyjnych potraw, które cieszą się dużą popularnością. Katolicka tradycja postu spowodowała, że norweski sztokfisz po dziś dzień jest ulubionym składnikiem włoskich dań, takich jak baccalà alla vicentina — tradycyjnego włoskiego przysmaku z Vicenzy.

Dziś Bryggen nad zatoką Vågen to poza muzeami sklepy, bary i restauracje.

Wizytówka Bergen, które od 2000 roku zostało uhonorowane tytułem Europejskiej Stolicy Kultury.

Wizyta w Bergen nie może się odbyć bez wjazdu kolejką linowo-terenową Fløibanen na górującą nad miastem Fløyen.

Na szczycie Fløyen znajduje się również piękny las i fajne trasy spacerowe na pozostałe okoliczne wzniesienia.

Patchwork family🤓

Szymon na górze Rundemanen.

I znów w centrum, 150m od noclegu. Wszystko fajnie, blisko ale uprzedzam, że noclegi w okolicy Bryggen osiągają astronomiczne ceny!🤯

Znany bergeński hotdog z kiełbą z renifera. Szymon nigdy takim kulturalnym atrakcjom nie mówi „nie”. Ma to po tatusiu🤪

Mural na jednej z bergeńskich kamienic😍

Zrekonstruowany po pożarze Christie Mill w Bergen prezentuje się nadzwyczajnie. Nie wiem, czy tak wyglądała żona młynarza, ale najważniejsze że tak wygląda moja Ewka😍

Tak wyglądały właśnie młyny mielące mąkę w Norwegii w połowie XIX wieku. Dziś to fantastyczny plener do zdjęć.

Po południu zostaliśmy odebrani przez Rafała i przewiezieni do pięknego domu (biały, z najdłuższym pomostem) w osadzie Vikavågen. Lepszych warunków nie mogliśmy sobie wymarzyć!

Ogrody wysp to wody, gdzie nie występuje rybactwo grubego kalibru, które czesze toń ogromnymi sieciami. Przez cały nasz tam pobyt widzieliśmy tylko stawiane przez Norwegów klatki na kraby. Olbrzymi i co najważniejsze – niewykorzystywany potencjał!

I jeszcze tego samego dnia Rafał zadbał byśmy nałowili ryb na kolację, śniadanie i obiad😅

Zabrało nam to nie więcej niż dwie godziny i wszyscy, poza samym kapitanem byli pod wrażeniem. Ja szczególnie z uwagi na mnogość gatunków.

Chłopaki poza wędkowaniem szlifowali i bilarda. Ewcia pichcenia szlifować nie musi, ale skoro stopy ma mniejsze od moich…🤪

Widok z okna w salonie.

Na kolację świeża rybka🤓

Pogoda nas niestety nie rozpieszczała. Do tego była nieprzewidywalna jak cholera. Nawet YR.NO sobie nie radziło z trafnymi prognozami! No ale jak wujek Rafał mówi, że morze wzywa to morze wzywa😎 Skubany w tym labiryncie wysp zna takie skróty, że pewnie sami wikingowie byliby pod wrażeniem. W końcu mieszka tam już 16 lat.

I jak mówi „płyniemy na molwy” to łowi się molwy! Oczywiście jak to ujął Mikołaj – wędkarskie sukcesy odnosiliśmy tylko dzięki temu, że miał na sobie buty z I Komuni Świętej 🤪 Tak było!😅 Jest jednostką wybitnie kipiącą energią, więc dwie pary miał już mokre, zostały ostatnie – „święte” trzewiki 👻

Dwa Rafały molwę złapały😎

Przerwa „na siku” 😅

Łódź po drugiej stronie portu, w którym mieszkaliśmy.

To się nazywa detox. Znów świeża rybka a na deser langustynki. Podlane nowozelandzkim Sauvignon Blanc od Mount Fishtail – wyborne🙃

Mixer kipi energią, ale widać było, że morze to nie Jego domena. Kiedy spał to nie jęczał (przynajmniej na ciut większej fali)😅

Molwa tego dnia była częstym gościem naszego pokładu.

Szymon zaczął skromnie.

Najlepszy pitny miód jaki było mi dane kosztować – duńska Valhalla😛

Kilka kropli dla Neptuna i efekt był natychmiastowy!

Jedna z wysp Øygarden

Rozgwiazdy są bardzo powolne, pełzają leniwie, z przeciętną prędkością 5–15 cm na minutę, poszukując zdobyczy. Trudno je czasem zauważyć, bo chowają się w szczelinach i zakamarkach skał. Poruszają się po dnie morskim w dowolnym kierunku za pomocą nóżek ambulakralnych. Każde ramię posiada dwa rzędy takich nóżek. Służą one również do rozpoznawania pokarmu i chwytania zdobyczy. Wiele gatunków rozgwiazd żywi się padliną, mułem dennym i detrytusem (detrytofagi). Większość tych zwierząt to drapieżcy. Niektóre, jak rozgwiazda grzebieniasta, są nocnymi myśliwymi. Polują na jeżowce i małże. Po wschodzie słońca zakopują się w piachu i czekają, aż zapadnie zmrok. Niektóre rozgwiazdy najchętniej polują na małże i ślimaki. Należy do nich rozgwiazda czerwona. Zwierzę przysysa się za pomocą nóżek ambulakralnych do muszli małża. Siła mięśni rozgwiazdy jest tak duża, że w końcu muszla zostaje uchylona. Rozgwiazda natychmiast to wykorzystuje. Wynicowuje przez otwór gębowy żołądek i wciska go do środka muszli małża. Wydzielone soki trawienne rozpuszczają ciało ofiary, które następnie zostaje wessane w strawionej postaci. Taki posiłek trwa około 10 godzin. Część rozgwiazd kruszy muszle ślimaków i małży, inne połykają całe zwierzę i wypluwają potem pustą muszlę. Inne gatunki, jak korona cierniowa, żywią się polipami koralowców. Zwierzę sunie powoli po koralowcach, działając na nie swoimi sokami trawiennymi. Po nadtrawianiu delikatnej tkanki polipów wsysa ją do środka. Niektóre rozgwiazdy są odporne na parzydełka ukwiałów, które stanowią ich zdobycz.

Rozgwiazdy są uważane za szkodniki. Od 1966 korony cierniowe pojawiły się masowo w okolicach Wielkiej Rafy Koralowej, niszcząc ją w tempie 80 km rocznie. Naukowcy przypuszczają, że to działalność człowieka umożliwiła koronom cierniowym tak liczne występowanie na terenach rafy. Zanieczyszczone wody spowodowały śmierć ślimaków morskich – trytonów. Są one naturalnym wrogiem rozgwiazd. Pożerając je, ograniczały ich liczebność. Rozgwiazdy odżywiające się jadanymi przez człowieka ostrygami i małżami nieraz powodują ogromne straty i w hodowlach tych mięczaków.

 

Surowość skalnych wysepek Øygarden, na których rozbijają się fale ma nieodparty urok.

Młoda mewa siodłata (Larus marinus) – największy gatunek mewy, potrafiący polować nawet na maskonury.

Pan Dorsz i Pan Mikołaj.

Ikrę i wątrobę z dorsza używa się w Norwegii do przyrządzenia „mølje” – cenionego przysmaku. „Mølje” to prawdziwa bomba witaminowa z wystarczającą ilością witaminy D, aby utrzymać Norwegów w zdrowiu w trakcie ciemnych, zimowych miesięcy. Nic dziwnego, że dorsz odgrywa tak ważną rolę w norweskiej kulturze żywieniowej i historii.

Ewa wyczarowała brosmę. Ryba ta dojrzewa płciowo dopiero w wieku 8-10 lat!

Dobry plamiak. Ryba w moim przekonaniu o marnych walorach smakowych. Norwegowie w morzu swych dziwactw postrzegają ją np jako przysmak. Ponieważ tradycyjnie plamiaka nie łowiono w Norwegii tak często jak dorsza czy czarniaka, był rybą na specjalne okazje, często podawaną w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia.

Po chudych latach drugiej wojny światowej król Norwegii, Haakon, zaczął podawać klopsiki z mięsa plamiaka odwiedzającym go dygnitarzom, urzędnikom i przywódcom rządowym.

Ponadto zawiera on wyjątkowo duże ilości jodu – minerału, który pomaga wydzielać hormony tarczycy (niezbędne do wzrostu, rozwoju i różnorodnych procesów metabolicznych w naszym ciele). Kobiety, które niedawno wydały na świat dziecko, mają obniżony poziom jodu w organizmie, dlatego w Norwegii często podaje się im plamiaka.

Ale nie tylko matki potrzebują jodu. Instytucje zajmujące się ochroną zdrowia ostrzegają, że poziom jodu u ludzi jest ogólnie bardzo niski, szczególnie u kobiet. Jedząc białe ryby kilka razy w tygodniu, w tym właśnie plamiaka, zaspokoimy zapotrzebowanie naszego ciała na jod i wiele innych ważnych składników odżywczych. Plamiak jest dobrym źródłem białka, zawiera witaminę B12, pirydoksynę i selen. Ma także korzystny stosunek zawartości sodu do potasu, co jest istotne dla równowagi płynów w organizmie.

Kto jednak raz poczuje przy oprawianiu jak śmierdzą mu flaki podchodzi do tego wszystkiego z mocną rezerwą🤪

Pierwszy dorsz Szymona💪

Szymon z wujkiem i dorszem, którego wujkowi zawdzięcza🤜🤛 Mnogość gatunków ichtiofauny okolic Rong jest imponująca. Dotychczas żyłem świadomością, że jeśli się chce nałowić ryb trzeba ruszać sporo dalej na północ. Nic bardziej mylnego!

Zaobserwowano ciekawą zależność w anatomii tego gatunku – średnica oka tej ryby jest zawsze bardzo zbliżona do długości wąsika znajdującego się na podbródku tej ryby.

Oczywiście jak przystało na prawdziwą kusicielkę, największego dorsza wyjazdu skusiła do brania i pomyślnie wyholowała Ewa🤩

Wagę, jaką posiada dorsz w kontekście gospodarczym doskonale odzwierciedla seria konfliktów, którą wywołał między Islandią, a Wielką Brytanią trwającą prawie 20 lat i zakończoną porozumieniem w 1976 roku. Dorsz odgrywał znaczną rolę w gospodarce obu tych państw, a jego zmniejszająca się populacja zmotywowała Islandię do poszerzenia wyłącznej strefy ekonomicznej, czyli po prostu zastrzeżonych tylko dla islandzkich kutrów łowisk. Jak można się domyślić, pomysł ten nie spodobał się Wielkiej Brytanii, która wciąż wysyłała brytyjskie kutry rybackie na zastrzeżone wody, tym razem jednak pod osłoną okrętów ochronnych. Doprowadziło to w efekcie do trzech „wojen”, w których za każdym razem sukces odnosiła Islandia, stopniowo poszerzając zakres wyłącznych połowów. Ostatecznie w 1976 roku Wielka Brytania uległa presji Islandczyków, którzy zezwolili na dostęp do 200 milowej strefy tylko garstce kutrów brytyjskich. Skutek tego konfliktu okazał się może gospodarczym sukcesem dla Islandii, ale nie pomógł niestety podupadającej populacji dorsza.

Popołudniu się niestety rozbujało na tyle, że zgoniło nas z wody. No ale krzywdy nie było.

Chrzanić kiełbasy skoro się ma świeżutką molwę przygotowaną przez gospodarza.

No ale nie siedzieliśmy nie wiadomo jak długo bo niektórych czekała bardzo wczesna pobudka.

Rafał ma bankowe miejsce z brzegu na muchę na rdzawce (z norweskiego „lyr”). Żyją sobie przy jednej z tylko Rafałowi znanych wysp, pod pionową ścianą i jest ich tam w cholerę! Przynajmniej podczas naszego tam pobytu nie były wcale proste do złowienia. Głównie odprowadzały i wąchały… Gdy jednak założy się muchę od Arka i Agnieszki Kubale http://tuhola.net branie to jest kwestią czasu.

W tym roku wszystko w Norwegii było bardzo opóźnione. Mimo, że była połowa sierpnia makrele zaczęły się tego dnia! Pomoc Rafałowi w nałowieniu filetów z makreli, którymi dopala przynęty klientów była czystą przyjemnością!

Makrelowe love😍

Rafał zadbał też o klatkę na kraby, którą codziennie chłopaki wyrzucali na końcu pomostu i regularnie kontrolowali jej stan. Mega atrakcja dla chłopaków! Rezultaty tego dziecięcego połowu nie mogły się jednak równać z tym co łowili Norwedzy znający miejscówki. Na szczęście Rafał jest wszystkim znanym autorytetem budowlanym w regionie i wielu ludzi wiele Mu zawdzięcza – zatem krabów nam nie brakowało! To kraby kieszeńce (Cancer pagurus).

Za dnia krab kieszeniec znajduje sobie kryjówkę, w której odpoczywa, ale niebezpieczeństwa oceanu nie pozwalają mu na spokojny sen. Jego oczy są zawsze otwarte, a „nos”, czyli antena pomiędzy nimi, stale się porusza, wypatrując zagrożeń i niebezpieczeństw. Tej strategii kraby zawdzięczają swoją długowieczność — niektóre z nich dożywają nawet stu lat! Dlatego do dziś żyją kraby, które przetrwały I wojnę światową.

Krab kieszeniec jest największym krabem jadalnym, jaki naturalnie występuje w norweskich wodach.  Jego skorupa mierzy zazwyczaj około 9 cm długości i 15 cm szerokości, ale w sprzyjających warunkach może osiągnąć imponującą szerokość 25 cm.

Choć polowanie na kraby stało się codziennym zajęciem wielu Norwegów, rybacy nigdy nie narzekają na słabe połowy. Morze pęka w szwach od tych szczypiących, brązowych skorupiaków, które można znaleźć wzdłuż całego wybrzeża Norwegii. Najlepiej czują się w słonych wodach i z twardą, skalistą powierzchnią pod szczypcami.

Do gara gotującej się morskiej wody wystarczy wrzucić garść soli i po chwili kraby na 25 minut. Wszystko!😛

Jak większość owoców morza, krab kieszeniec zawiera wiele cennych składników odżywczych, których potrzebuje nasz organizm. Jest szczególnie bogaty w białko i witaminę B12 oraz w selen, który jest ważnym przeciwutleniaczem. Wyróżnia się zatem nie tylko smakiem, ale też korzyściami zdrowotnymi.

Jego mięso jest naprawdę wspaniałe, zarówno w szczypcach, jak i wewnątrz skorupy. Mimo że samą skorupę kraba można wcześniej ściągnąć, wyciąganie z niej mięsa ma swój urok — a wspaniały smak jest zdecydowanie warty dłubania, miażdżenia, wysysania i ogólnego babrania. Do tego smak fluo-pomarańczowych jaj tego skorupiaka jest nieporównywalny. Dwa takie pełne krabów gary na kolację pod zimne piwko albo białe winko i wieczór mija magicznie🙃🤓

A mija tylko po to by nadszedł magiczny poranek.

Co dobre i jakże ważne – Rafał zapewnia cały sprzęt do wędkowania wraz z przynętami! Nie trzeba zabierać ze sobą nic! Pakujecie do samolotu sam podręczny i lądujecie w Bergen „na lekko”. Sprzęt naprawdę przyzwoitej klasy czeka na miejscu i nawet maniacy sprzętowi nie będą zawiedzeni.

Po doświadczeniach z poprzedniego poranka wstawało mi się znacznie lepiej.

Spójrzcie na oczy tej ryby. Widzi tak dobrze, że warto na łowisku stawić się jeszcze dobrze przed wschodem słońca.

Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje🤓

Dawno nie złowiłem tak wyśmienitej ryby na muchę. Jazda była bez trzymanki! Muchę pobrała pod samą powierzchnią i kilka sekund później była dwadzieścia metrów niżej jadąc dalej w dół na dokręconym hamulcu🔥

Lyra tego zawdzięczam tylko Rafałowi i Jego podbierakowi o teloskopowej, mega długiej rękojeści💪

Rabieżka ma wszystko rozkminione, przygotowane jak należy i nie przesadzam – wymodlone! Ach – gdyby wszyscy przewodnicy wędkarscy się tak angażowali…

Rodzinka cała jeszcze spała gdy cały rozemocjonowany wróciłem do domku. Nie mogąc sobie znaleźć miejsca i nie chcąc budzić domowników ruszyłem na spacer z aparatem w ręku.

Potęga Norwegii miała zostać zbudowana na złożach ropy i gazu jakie odkryto stosunkowo niedawno. Żyjący jeszcze Norwegowie pamiętają jeszcze w jak biednym kraju niegdyś żyli. Polowanie na wieloryby pozwalało wtedy przetrwać na skromnym poziomie. Polowano dla wielorybiego tłuszczu, który po przetopieniu dawał olej do lamp, a także dla ciemnego mięsa, które do dziś jest bardzo cenionym smakołykiem.

Międzynarodowa Komisja Wielorybnictwa (IWC) nałożyła światowe moratorium na połowy wielorybów w celach zarobkowych w 1982 r. Jednak Norwegia formalnie sprzeciwiła się i wznowiła połowy wielorybów w celach komercyjnych 11 lat później. Od tego czasu zabito ponad 14 000 płetwali karłowatych. W tym roku 12 statków brało udział w polowaniu i mogło zabić prawie tysiąc  płetwali karłowatych.

Chcąc utrzymać przy życiu swój przemysł, Norwegia eksportuje mięso wielorybów na Wyspy Owcze i Islandię, a także wysyła coraz większe ilości mięsa wielorybiego i tłuszczu do Japonii. Mięso i olej wielorybów są również często wykorzystywane w karmie dla psów. W ramach kolejnej niepokojącej próby wzmocnienia branży, pozostałości wielorybów zostają sprzedawane jako pasza dla zwierząt hodowanych na futra.

Na początku tego roku Norweska Dyrekcja ds. Rybołówstwa złagodziła szereg przepisów dotyczących połowów wielorybów, aby zachęcić dodatkowe osoby do angażowania się w wielorybnictwo.

Takie działo harpunnicze jak na zdjęciu to relikt, jednak obecne narzędzia połowu tych morskich ssaków niewiele się różnią.

I w końcu mogłem się bliżej przyjrzeć imponującej, drewnianej jednostce cumującej po drugiej stronie portu. W tle po lewej, nasz domek.

Vimpel to powszechnie wieszany rodzaj norweskiej flagi. Na masztach powiewa w tym kraju przez cały rok. Prostokątna flaga (handelsfagget) nie może dotykać ziemi i może być wieszana tylko w święta, których wykaz jest formalnie podany, ewentualnie w święta rodzinne, pod warunkiem, że nieoświetlona będzie zdjęta z masztu przed zachodem, najpóźniej o 21:00. Oczywiście kraj to taki, że nadgorliwi sąsiedzi lubią zadzwonić na policję i powszechną praktyką są mandaty wystawiane przez policję dla spóźnialskich.

Na jednej z rybackich chatek w Vik znalazłem wizerunek homara. Co prawda powinien mieć 5 par odnóży, nie cztery ale poza tym ok. Występuje w szelfie kontynentalnym zachodniej i południowej Europy oraz północno-zachodniej Afryki. Spotykany jest od strefy przybrzeżnej Norwegii, przez Morze Północne, Wyspy Brytyjskie po basen Morza Śródziemnego i Czarnego oraz Maroko i Azory. Znaleźć go można w wodach morskich od 50 do 150 m głębokości. Preferuje skaliste dno, choć spotykany jest także na lekkim dnie piaszczystym lub mulistym. W okresie rozrodczym chętnie przebywa na rafach koralowych. Wykazuje aktywność nocną, dzień spędza w ukryciu (w szczelinach). Zwierzę terytorialne. Rozród poprzedzony jest linieniem. Samice do rozrodu przystępują co dwa lata. Rozród odbywa się między lipcem a sierpniem. Jaja noszone są przez samice pod odwłokiem przez ok. 10-11 miesięcy. Larwy pelagiczne. Po upływie 15 do 30 dni (po trzeciej wylince) osiadają na dno. Samice osiągają dojrzałość płciową między 5 a 8 rokiem życia, przy długości ciała od 18 do 20 cm. Samce dojrzałość płciową osiągają przy mniejszych rozmiarach ciała. Wzrost następuje poprzez linienie. Żyje do ponad 15 lat. Ma status zagrożenia najmniejszej troski (kategoria LC na liście IUCN). Gatunek jadalny. Rzadki przez nadmierną eksploatacje. Wszystkożerny, żywi się martwymi rybami, skorupiakami, pierścienicami oraz mięczakami. W jego diecie w mniejszym stopniu znaleźć można szkarłupnie oraz materie roślinną.

Na śniadanie co prawda homarów nie jedliśmy, a że krabami jeszcze mi się odbijało zadowoliłem się kawką i świeżo upieczonymi przez Ewkę racuchami Dzieło!🙃

Koło południa ruszyliśmy na wycieczkę po okolicy. Hjelme gamle kyrkje na wyspie Sæløy.

Co rusz mijaliśmy malownicze zatoczki i niewielkie fjordy. Mega malownicza okolica i to z dala od najmniejszych oznak ruchu turystycznego, który potrafi wręcz zanieczyścić radość z poznawania.

Postój „Na jagody”

Chłopcy od rana wręcz gotowali się na hasło „kąpiel”. Wujek obiecał im tego dnia kąpielisko. Tak ładnego miejsca nikt z nas nie mógł się spodziewać. Nålesundet spaliło nam styki.

Skok do Morza Północnego w Oen.

Czy woda była ciepła? Brrrr… nasze chłopaki są nie do zdarcia!😅

Ewa co najwyżej zamoczyła czubeczki palców.

Rafał rozkręca tam nowy projekt: Fishing Adventure Rong

To nic innego jak w pełni wyposażona wędkarska baza z bajecznym tarasem nad samą wodą (z którego też biorą ryby!), która jest w stanie zmieścić na raz 10 dorosłych gości. A do tego dysponuje dwiema szybkimi łodziami (po nowym roku dołączy do floty trzecia – największa; wówczas jedna z dwóch poprzednich łodzi będzie do dyspozycji gości pływających bez przewodnika) z przewodnikami, którzy zabierają po 3 klientów na raz na niezapomniane łowy. Mnogość występujących gatunków ryb, czystość i jakość ich mięsa, znajomość wód przez przewodników i bliskość lotniska w Bergen wraz z możliwością prywatnego transferu na bazę to nieodparte i niespotykane nigdzie indziej w Norwegii atuty całego przedsięwzięcia. To wszystko przy proponowanych stawkach przez Rafała wygląda lepiej niż się spodziewacie. Osobiście polecam z całego serca!

 

Jedna z sypialni. Pozostałe dwuosobowe z oczywiście osobnymi łóżkami.

Do dyspozycji gości w pełni wyposażona kuchnia, ze zmywarką, dużą lodówką i całą resztą niezbędnego AGD.

Jedna z łazienek, z pralką.

Pomieszczenia są przestronne a grupy przyjaciół znajdą tam fantastyczne warunki.

Taras to serce imprez z paleniskiem i fińską banią!

Późnym popołudniem odwiedziliśmy ciekawe miejsce.

Niegdyś prowadzono tu eksperymenty mające wykorzystać falowanie morskie w celu wytworzenia energii elektrycznej. Niestety cały projekt upadł a infrastruktura stopniowo z roku na rok niszczeje.

Wyobraźcie sobie, że co jakiś czas znajdują się śmiałkowie skaczący do tej dziury!🤯

Druga część naszej wizyty w Norwegii miała przyjąć kształt płetwy tłuszczowej. Po drodze do znanego nie bez powodu bo i wielce uroczego kurortu Voss, krótki postój nad rzeką Bolstadelva. Zatrzymaliśmy się tylko by rozprostować kości i popatrzeć na wodę a powyżej tego wlewu przywitał się z nami „pan łosoś” przepięknie się wywalając w drodze na tarlisko.

I już w domku w Voss.

Drugi od lewej na dole był nasz🤩 W Norwegii nie są to tanie rzeczy. Gdyby nie znajomości i możliwości Rafała, w życiu nie moglibyśmy sobie pozwolić na takie rarytasy. Zimową porą Voss to bardzo popularny kurort narciarski. Latem ludzie zjeżdżają się tylko na weekendy by wypocząć i pooddychać górskim powietrzem.

Rafał pół życia spędza na rybach, drugie pół to sen, praca i zbrojenie się na ryby😅

Oczywiście – nic o suchym pysku 😋

Blaszki i wobki wybrane, muszki właśnie się wybierają i przekładają do mobilnego pudełka. Jak to kiedyś określił mój szwagier „najmilsza chwila poranka”🤓

Deser.

Chłopcy skichani z zachwytu! Dostali od wujka Rafała po pierwszym nożu w ich życiu. Przepiękne finki Øyo🤩

Po długiej nocy i długich Polaków rozmowach przywitał nas nowy dzień.

Daleki widok z naszego tarasu na miejsce, które mieliśmy obławiać.

Tego nie było w planie. W wodzie taplać się miały tylko pstrągi na końcach naszych zestawów.

„Szymon! Miki! Pływajcie po cichu!”🤪

Pstrągi nie były wielkie ale z tej jakże czystej wody miały się wykazać nadzwyczajnym smakiem. Tak dobrych smażonych ryb nie jedliśmy chyba nigdy!

Rafał w swoim najukochańszym miejscu.

Najlepszy komplet na świecie.

Słynne Flagefoss dziś…

I kiedyś.

Dziś głównie się tam ćwiczy rzuty…

Podczas gdy kiedyś wchodziły tan fenomenalne łososie o imponującej średniej wielkości. Największe łososie atlantyckie z dorzecza Vosso osiągały masę 40kg!

Uroki krainy trolli.

Tylko dorobić chatce kurzą nóżkę…

Baba Jaga już była🤪

Moja piękna czarownica!😍

Właściwie to nic więcej by nam nie było trzeba. Może tylko wi-fi dla chłopców🤪🤯

Rafcio nie tracił nadziei.

Niestety tego dnia aktywne były tylko maluchy.

Wiadomo – gdyby była z nami Kasia to byśmy połowili😅

Grästak to popularne rozwiązanie pokryć dachowych w Norwegii.

Wymienia się następujące zalety tego rozwiązania:

  • może on stanowić miejsce wypoczynku
  • bardzo dobrze tłumi wszelkie hałasy
  • zimą zapobiega dużym stratom cieplnym zaś latem chroni przed nadmiernym nagrzewaniem się budynku
  • ma długą trwałość
  • filtruje zanieczyszczenia z powietrza i produkuje tlen
  • pomaga ograniczyć występowanie zjawiska tzw. „miejskiej wyspy ciepła”
  • zmniejsza problem magazynowania wód opadowych
  • zwiększają odparowywanie wody nawet do 0,5L na m2

Bayan Goł zawsze w sercu.

A że nie samymi rybami człowiek żyje…

Dwa Rafały pod Tvindefossen

Trolle to motyw regularnie się przewijający na półkach z suwenirami przy każdej norweskiej atrakcji turystycznej.

Tvindefossen to wodospad o wysokości 116m naturalnie uformowany na niewielkim strumieniu Kroelvi. Od późnych lat 90-tych woda tam spadająca uważana jest za odmładzającą i poprawiającą potencję. Gdybym ja to wiedział będąc tam! 🤪🤡

W ogóle woda z Voss jest powszechnie uznana przez Norwegów za najlepszą na świecie! Celebryci pokroju Kardashianek ściągają ją do Stanów i nie uznają już żadnej innej wody.

Kolejnego dnia udaliśmy się do niedawna najdłuższym tunelem drogowym na świecie w kierunku Lærdal.

24,5km z miejscami postojowymi ze zmieniającymi się kolorami oświetlenia.

Obecnymi rekordzistami jest szwajcarski tunel Gotthard-Basistunnel (57km) i japoński Seikan łączący wyspy Honsiu i Hokkaido (53km). Lærdalstunnelen wciąż jednak jest imponujący. Jego budowa trwała 5 lat i kosztowała w przeliczeniu 520mln złotych!

Mieliśmy zobaczyć słynną królową rzek łososiowych w Norwegii – Lærdalselvę.

Łowienie na tych beats’ach kosztuje kosmiczne pieniądze ale i tak szansa na zakup licencji jest znikoma (lista czekających jest długa). Pospacerowaliśmy… życia w wodzie nie stwierdziliśmy😅

No ale przyjechaliśmy w jakimś celu. Rafał dysponował kluczami do wszelkich szlabanów!

Sceneria gór, przez które przyszło nam się przebijać paliła styki.

Ot – zwykły środek lata w Norwegii.

Dream team. Gang w Rong.

Górskie jeziora zasilane są tam przez górskie lodowce.

Droga była długa. A że wyjechaliśmy bardzo wcześnie, mieliśmy dopiero czas na śniadanie po dotarciu na miejsce.

A miejsce było nadzwyczajne. Niestety nie podam Wam tu nazwy. Na dole można dostrzec naszą łódeczkę.

By tam dotrzeć musicie się wkupić w łaski tego Jegomościa🙂

Najpierw dotarliśmy do wyspy „ręki szkieletora”

Dlatego dron wszędzie jeździ ze mną!

 

Pogodę trafiliśmy tego dnia obłędną! Nawet zbyt obłędną😅 Prześwietlona woda nie chciała obdarzyć pstrągiem.

Ale byliśmy w miejscu godnym sprezentowania naszemu gospodarzowi tegoż oto cacuszka! Zippo z grafiką Marcello Pettineo. Niegdyś miałem przyjemność odbyć z nim podróż do Mongolii. W rzeźbie ryb nr 1 to Marcel Koźlik, w grafice Marcello właśnie! Ludzie dotknięci prawdziwym darem od Boga 👏 Pięknie, że dzielą się owocami pracy swych rąk i można je zakupić. Nie są to tanie rzeczy ale z całą pewnością warte każdego wydanego euraska.

Zaszczepić bakcyla w takim miejscu łatwo.

Łódka wygodna i dla fotografa mega fotogeniczna🤩

A że wciąż brania były sporadyczne, chłopcy postanowili zrobić sobie przerwę.

Ale na krótko.

Pływanie na tym jeziorze od wyspy do wyspy i systematyczne ich obławianie w końcu musiało przynieść efekt.

Warto było tam być już dla samego bycia. Szekspirowskie „Być albo nie być” zna tam tylko jedną, jasną jak słońce odpowiedź.

A wędka lubi się tam upomnieć o młodą rękę.

I dobrze!

Rafał jednak wiedział co robi.

Młodsi mogli skupić się na zabawie.

No i zasłużony fajrant.

Szkoda, że chatka poprzedniej nocy była zajęta przez myśliwych. Jestem pewien, że nocka w takim miejscu, pod rozgwieżdżonym niebem jest super przeżyciem. Rodzinę mam obytą ze spaniem pod namiotem, pod gwiazdami ale w takim nadzwyczajnym, miejscu… Kiedyś… Jeśli życie porównać do szklaneczki drinka to takie miejsce musi być kostką lodu!

Ukoronowaniem dnia była wizyta na platformie Stegastein i genialny widok na Aurlandsfjord. Światło było mega trudne, ostre jak cholera. Ale fantastycznie było widzieć rozdziawione gęby dzieciaków.

Z górskiego jeziora, chłopcy przywieźli pamiątkę z wakacji – stare poroże renifera. Po wakacjach pisane było w szkole wypracowanie w na ich temat. Dostałem 4 😅😤🤯🤣

Kolejnego dnia Voss żegnało się z nami równie piękną pogodą co dzień wcześniej.

Wyjeżdżaliśmy z bólem w sercach.

No ale trzeba było jeszcze zapodać rdzawcom pod domem Rafała.

Łowi się je na takie wzory much! Wszystkie imadła https://tuhola.net/pl/

Siatka Rafałowego podbieraka i tego dnia miała pachnieć rybą.

Ja złowiłem tylko dwa kurduple, ale Rafcio złapał dwie bardzo przyzwoite ryby. Kolory miały cudowne!

My personal guide👏🤜🤛

Niemal spod samego domu Rafała rusza szlak trekkingowy do opuszczonego domu lekarza z Bergen. Moglibyśmy tam zostać😌

Słońce potrafi tam zachodzić najpiękniej z całej Norwegii.

Po mojej pierwszej wizycie w Norwegii, ktoś mi przepowiedział, że następna do niej podróż będzie w zupełnie innym ale dobrym składzie. Tego roku w pięknej Norwegii wylądowałem aż dwa razy – za każdym razem skład był taki, że nie zamieniłbym Go na żaden inny. Dziękuję Wam wszystkim.

Szczególne podziękowania należą się Rafałowi Rabiedze. Te wakacje zawdzięczamy Jemu i Jego Kasi. To Anioły, które nie dość że zorganizowały nam wszystko to jeszcze do domu bez rybki nie wypuściły. Jeszcze mamy kilka kawałków, które napewno pojawią się na Wigilijnym stole.

Jeśli komukolwiek z Was przyjdzie do głowy wybrać się na ryby w okolice Bergen, albo przeżyć podobne wakacje do naszych to jestem pewien, że znając Rafała nie odmówi i włoży całe serce w organizację Waszego tam czasu.

Strona dopiero w powijakach ale o Fishing Adventure Rong jestem pewien, jeszcze nie raz usłyszymy.

Piszcie, dzwońcie, lećcie, łówcie… smacznego!

Rafał Rabiega rafrab75@o2.pl kom. +4796862153

A jakby nie odpowiadał/nie odbierał co będzie znaczyło, że pewnie gdzieś ganiamy po świecie za rybami bez zasięgu to tu kontakt do Rafała wspólnika – zdradzę, że mistrza od morszczuków (💥) – Arek Wenta kom. +4796835591

Jeden i drugi ma oczywiście profil na facebook’u i jest dostępny też przez Messenger’a.

Mega otwarci kolesie i naprawdę znający się na robocie.

W wyprawie udział wzięli (od lewej): Mikołaj, Ewa, dwa Rafały i Szymon

Tekst i opracowanie: Rafał Słowikowski

Zdjęcia: Ewa Borek, Rafał Rabiega, Rafał Słowikowski