Miało być tak pięknie! Od tygodni internet pełen był informacji o panującej w środkowej Azji nadzwyczajnej suszy. Lecieliśmy pewni krystalicznych rzek z niskim stanem wody. W dniu naszego lądowania w Ułan Bator zaczęły jednak intensywnie padać deszcze. Przyszło nam się borykać w zupełnie innych realiach. Rok ten był tymbardziej nadzwyczajny, że pod koniec lipca m.in. nad Mongolią miało być widoczne całkowite zaćmienie słońca. Nas oczywiście nie ściągnęły w tą stronę świata astronomiczne zjawiska lecz żyjące tu ryby, owszem… nie raz astronomicznych rozmiarów.

Jak każda podróż tak i ta musiała się gdzieś zaczynać – na dworcu w Gdańsku Głównym

I znów w chmurach – serca pełne nadzieji i moje portki jak zwykle w samolocie pełne strachu;)

Cała nasza drużyna: (od lewej) Rafał Słowikowski, Marek Wierzbicki, Marcin Więckowski, Adam Łuczak, Tomasz Rykaczewski

Łabędź krzykliwy (Cygnus cygnus)

Żuraw stepowy (Anthropoides virgo) z małym oseskiem

Miejsce bliskie sercu. Brama do wędkarskiego raju – bród na Tamirze

Lipień arktyczny – największy skarb tej rzeki

Obrotówki skutecznie kuszą tu również lenoki

Pierwsza noc nad „rzeką żywych skarbów”

W pierwszych promieniach wschodzącego słońca

Adam niczym Inspektor Gadżet;)

Duchy z owoo, spod którego wypływa zimne źródło potrafią obdarować tylko takimi prezentami

Tamir w całej krasie

Lenok 59cm – ten niestety skończył na ognisku

Mongolska kuchnia własnej produkcji

Jeszcze troszkę trzeba poczekać

I już można wsuwać

A za każdym kamieniem ryba! Gdzieś tam wypatrzycie Adama

Miłek mongolski (Adonis mongolica)

I jak tu się nie zakochać w tej rzece?

Harius spod jaskinki

Tomek upraktyczniający łowienie na nimfkę z indykatorem

Cóż za odjazd!

Ależ miło się patrzy gdy ktoś potrafi się tak cieszyć

Skałka na Tamirze

Co może wskórać spinningowanie nimfą

Tuż przed uwolnieniem

Chwila odpoczynku w trakcie długiego powrotu do obozu

Adam lokalizował z góry obiecujące miejscówki…

…by po chwili je obławiać

Nad rzeką w miejscach kamiennych osuwisk można było znaleźć dość ostry o tej porze dziki szczypior

Po południu zaś każdy mógł popić szczypior ajrakiem – wódką z jaczego mleka. Adam pokazuje klasę:)

Nadmiar chytrej wódki doprowadził do małej rywalizacji. Polska vs. Mongolia – Zapasy

Na szczęście wszystko skończyło się z uśmiechem na twarzy. Gorzej pewnie by było gdyby Borr przegrał – facet nie potrafi znieść porażki. Wówczas jurtka może się zmienić w „dom latających sztyletów”;)

Tego dnia jurta jednak była domem lejącego się „preparatu”;)

Panie Mariuszu – czapka rządziła!:)

Tradycyjne jurty – namioty z wojłoku (filcu) okrywającego drewnianą konstrukcję

Dzieciństwo w Mongolii to sielanka…

…choć gdy koń kopnie potrafi hartować. Mały dwa tygodnie później miał mieć taką przykrą przygodę.

Mongolska szachownica:)

W trzecim rzucie z rana

Element owoo – kurhanu wotalnego na cześć duchów

Kanion Czuluut-goł

Pierwsze spojrzenie na Rzekę Kamieni potwierdziło – „można łowić”

Legendarne miejsce – ujście Suman-goł podarowało mi tajmienia, choć niestety niewielkiego. Dnia następnego Suman poniósł już błoto i trzeba było się ewakuować

Orłosęp brodaty (Gypaetus barbatus)

Przysmakiem orłosępów jest szpik kostny. By się do niego dobrać wznoszą się z kośćmi wysoko w niebo i spuszczają je rostrzaskując gnaty na skałach

Na przełęczy przy Tyrchyn Tsagaan Nuur

Opony były tak spękane, że momentami widać było dętkę – normalka w Mongolii:)

Niecodzienna okazja – kąpiel w ciepłej wodzie (tzn. powyżej 18 st.C)

Drapieżca z łupem w szponach

Tomek nad największym jeziorem Mongolii

Tarbagan – znaczy świstak syberyjski (Marmota sibirica)

Suseł (Spermophilus undulatus – cóż za nazwa!;) )

Grupa przy owoo w drodze na Ider

Oj… Marcin skopał tam nam tyłki! Znokautował wszystkich dwoma metrowymi tajmieniami – oto jeden z nich – władca jamki

Mój tajmień, przy Marcinowych wydawał się dzieciakiem

Adam na drugi dzien sprowokował kolejnego stwora – ściągał woblera z góry rzeki poniżej siebie; ryba ruszyła w pościgu nie wiadomo skąd; minęła Adama na pełnym speedzie i na Jego oczach pożarła całego woblera! 102-centymetrowa poezja!

Dzieło mistrzów mongolskich konstruktorów mostów

No i dla kogo rosną te kosaćce?:)

Ucha na iderskim lenoku

Jadąc w górę rzeki natrafiliśmy na ciekawe miejsce

Tomek (w prawym dolnym rogu) nie mógł przestać pstrykać

Gdy auto z przednim napędem nie radzi sobie z podjazdem:) Mongołowie na wszystko znajdą sposób

Nad doliną Ideryn-goł

Brodząc na Kamczatce mija się z niedźwiedziami, w Mongolii najwyżej z jakiem

A tak wygląda to zza obiektywu

Spłoszony młody żuraw ratuje się ucieczką przez rzekę!

Nagrany filmik z zapasów z Borrem zawsze wzbudzał wiele emocji – no i wabił koleżanki;)

No i o czym Marek mógł opowiadać, że się w niego tak wpatrzyła???;)

Tak – Tomek potrafi kobiecie zadać wiele kłopotliwych pytań;)

A kobiety chyba to lubią bo same przychodzą po pytania do Tomka;)

Casanova;)

Czekając na rozpoczęcie lokalnego Naadam – igrzysk (tu wyścigi konne i zapasy)

Sędziowie

Adam – pełna asymilacja

W końcu chyba coś zobaczyliśmy na horyzoncie – pierwsza była chmura kurzu

No i rozwrzeszczana banda młodych jeźdźców śmiga…

…w kierunku chorągiewek mety

Pora na „burbat” – zapasy

Najpierw jednak taniec orła

Charakterystyczne, tradycyjne obuwie zapaśników. Noski zadarte do góry by nie ranić matki ziemi

I już w zwartym pojedynku

Dalsza asymilacja Adama:) Tuż po wciągnięciu tabaki;)

Czasem naraz potrafiło odbywać się kilka pojedynków

Chyba przez większość czasu były to pojedynki psychologiczne

A wyglądało to tak – zbór zagubiony gdzieś w górach

W końcu się wyrwaliśmy z zawodów by w promieniach późnopopołudniowego słońca rozbić nowy obóz

Tradycyjna herbata z nieśmiertelnego czajniczka

Dzieci na jednym z postojów podczas dalszej podróży

Zrobić zdjęcie i pokazać na ekranie cyfrówki – to było to!:)

Dzieciaki aż szału z radości dostawały

A gdy znów zawitaliśmy nad Czuluut Tomek pokazał o co w tym wszystkim chodzi. Zapiął wielką rybę i by z nią wygrać musiał skakać po takich kamieniach jakie ma w tle! Jak widać – dogonił rybę:)

Żeby potwierdzić, że nie był to fart chwilę potem łowi drugiego metrowego tajmienia

Gwiaździste niebo nad Czuluut-goł – Rzeką Kamieni

Kolejnego dnia jadąc w górę rzeki spotkaliśmy pilarzy, którzy upolowali świstaka

Po obcięciu łba, wypatroszyli przez ten otwór a do tego co zostało, niczym do reklamówki włożyli zdatne do spożycia wnętrzności

Marcin – łowca w tajdze

Tamtego dnia jednak nie jedliśmy tarbagana, lecz własnej roboty frytki…

… frytki. lenok z głębokiego oleju i polskie ogórki kupione w Ułan Bator:)

Ciężkiego terenu bazaltowego kanionu Czuluutu nawet guide’y simms’a nie są w stanie znieść bez szwanku:)

Freski Hunów nad Czuluut – goł

W zbłąkanej chacie buriatów

Notatki i list do Kjaereste:)

A na niebie Nazgule

Kolejna noc w namiocie

Córka właścicieli sklepu w Summ-center

Odsmażane budzee – pierogi z baranim mielonym mięsem

Znów hariusy z Tamiru miały okazję zatańczyć na naszych wędkach

Lenoki wolały murować

Gdzieś w górach zbiera się na deszcz

Miniwarsztat Tsengedordża – mistrza gubienia się w terenie i wielbiciela Albano i Rominy Powers:) Tak – to była Mongolia w rytmie Disco-italiano;)

Widelnica znad Tamiru potrafi być długa jak kciuk!

Drapieżnik w dolinie szczekuszek

Ochotka nad Ogij nuur

Przybyłem – złowiłem…

…ugotowałem…

…skonsumowałem:) Swoiste „veni, vidi, vici”:)

A o poranku znowuż zaczęliśmy okoniowe eldorado. Adam…

Rafał…

Marek…

Marcin

A to już pierwszy szczupak z łodzi…

…Adamowy

Żaden szczupol bez zaciętej walki się nie poddał

Ryby niemalże latały w powietrzu. Już mi się mieszało w oczach;)

Kolejny szczuk

I szczęśliwy łowca

Ja jak na złość nie mogłem złowić żadnego szczupaka. W końcu siadł:) Ale jak siadł to wpakował się w kotwicę, po odratowaniu sytuacji zrobił parę niebezpiecznych wjazdów pod łódź, odjechał w końcu tak daleko, że musieliśmy na wiosłach go gonić!

No i w końcu jest! Co za radość!

103cm podwodnego rozbójnika

I już wraca do swego królestwa

Łowy były tak zacne, że Adam musiał zaćmić Cohebę:)

Tomek z Marcinem w tym czasie też nie próżnowali – okonie z pieca choć nadpalone, z drugiej strony nieco surowe i tak wtedy smakowały najbardziej na świecie

Zepsuta taksówka w stepie,przed Ułan Bator

Żurawie stepowe na błękitnym niebie

Gdy odstawiliśmy Adama na lotnisko ruszyliśmy na północ. Kapeć, którego złapaliśmy pozwolił nam zainteresować się mongolską florą

Wszyscy byli urzeczeni:)

Tajemnicze roślinki;)

Jednak nie jamajskie klimaty rządziły naszymi umysłami lecz tajemniczy rezerwat Khonin Nuga

Rosną tam najpiękniejsze kwiaty…

…nie raz przypominające żarłoziele, gębokłapy, parzyperze czy wierzbomordy – jakby wprost z „Cieplarnii” Aldiss’a

Dostępu do serca rezerwatu strzeże ciężki teren. Mosty lubiły zarywać się pod naszym autem:)

Ale po dotarciu na miejsce mogliśmy pograć sobie nawet w kosza;)

JEŚLI DALSZE ZDJĘCIA SIĘ NIE WCZYTAŁY WYSTARCZY KLIKNĄĆ „ODŚWIEŻ” LUB WCISNĄĆ F5 I POCZEKAĆ CHWILĘ

Za kilka litrów paliwa dostaliśmy kawał świeżoupolowanej sarniny! Trzeba było tylko troszkę oczyścić z sierści

I już w garze

Zapach wabił podjadaczy;)

I już z ziemniaczkami

A po obiedzie siesta na materacyku w namiocie – tymbardziej, że znów zaczęło padać

Deszcz jednak nie przeszkadza a wręcz sprzyja wegetacji w lesie Khonin Nuga. Bardzo rzadkie storczyki

I jakże okazałe lilie

Gdy przestało padać w naszym obozie od razu widać było ruch – szykowanie do wędkowania:)

Nad Yeroo. Teren był tak ciężki, że z Markiem ruszyliśmy górą przez las

Jak się okazało i tam nie było łatwo – choć pięknie, niczym w zaczarowanym lesie…

…w lesie, gdzie może znaleźć można słynny kwiat paproci…

…paproci sięgających po pachy

Zejście do samej rzeki też nie należało do łatwych

No ale w końcu się opłaciło – Marek łowi jedynego tajmienia z Yeroo – goł

Tajmień wypluł na brzegu osiem strzebli – byćmoże to było przyczyną, że nie żerowały – były najedzone

Czasem gdy się szło płoszyło się setki motyli

Wciąż padało. Kolejna rzeka się zbrudziła i znów wiedziałem, że ostatni raz patrzę na te parujące góry o poranku. Po śniadaniu znów w drogę

Przy mapie rezerwatu

Niestety Khonin Nuga tak jak nie chciało nas dopuścić do siebie tak i nie pozwalało opuścić swych dusznych łąk i lasów. Tu zakopani po oś w błocie

Droga nie rozpieszczała

W końcu w stepie, wieczorne niebo wynagrodziło trudy poranka

Noc pod gwiazdami

W jednej z przydrożnych restauracji

Jadalne pieczarki w stepie

Gdyby nie to urządzonko błądzilibyśmy nieco więcej, a i tak nie było rewelacyjnie. Kałach w pogotowiu jakby pojawiły się świstaki:)

Sęp kasztanowaty (Aegypius monachus)

Myśliwi na polowaniu na świstaki

Młody świastak dostał

Borr z synkiem

Po polowaniu

A z rańca znów rybałka. Tu – lenok

Harius na suchara

Powrót z ryb. W końcu obiad czeka… 🙂

…gotowany świstak:)

No ale są i lepsze smakołyki – baranie flaki z krwią! (sic!!!!)

Jest to na prawdę poważany przez Mongołów rarytas. Wnętrzności baranie dla specjalnych gości:)

Ja wolałem świstaka!

Mongolski step – nieskończone królestwo koni

Kolejny deszcz w górze rzeki – która zaczęła rosnąć w oczach

Na szczęście jak to po każdym deszczu niebo oczyszcza się i wygląda przepięknie

Jaczy ser suszący się na jurcie

Młoda Mongołka bawiąca się kręcącą sukienką

W końcu ruszyliśmy powoli w stronę Ułan Bator – ostatnie jednak łowy czekały nas jeszcze nad pełnym szczupaków Ogij nuur. Znów wypożyczyliśmy łódź i w pierwszym rzucie zapiąłem prawie metrowego szczupaka

W pierwszym rzucie!

Na kolejnego długo nie trzeba było czekać – walczył zaciekle

W czwartym rzucie:)

Marek też nie próżnował

Wyciągał jednego po drugim!

Cętkowany wilk wodny

Łamańce – wpadł na to Marek! Dzięki stary;)

Kolejny tłuścioch

Ażżż… te zęby!

Poranek był po prostu obłędny!

Szczupaki odprowadzały po kilka razy albo brały od razu. Akcji było co nie miara!

Znów Marek…

…i znów ja:)

To nie Che – to ja:) Tak zacny poranek trzeba skończyć szklaneczką dobrej whisky albo przynajmniej cygarem – przynajmniej tak zrobiłby Hemingway!

Po południu swoich sił na łódce próbował Tomek z Marcinem – ledwo uszli z życiem! Nagły szkwał porwał ich dwie zatoki dalej

Nad Ogij można spotkać wielbłądy!

Kolejnego dnia o świcie popłynęliśmy tylko po jedną rybę

Szcęśliwym łowcą był Tomasz

MONSTER!!! Największy szczupak wyprawy!

Na myśl o tamtym poranku w sercu rozpala się coś na kształt wschodzącego słońca, które podziwialiśmy w tamtych chwilach. Tak – coś takiego można doświadczyć tylko tam

tekst i opracowanie: Rafał Słowikowski

zdjęcia: Marek Wierzbicki
Adam Łuczak
Marcin Więckowski
Tomasz Rykaczewski
Rafał Słowikowski