Jak zwykle wszystko rodzi się w bólu, ale w końcu warto. Spotkanie na Okęciu w Warszawie: Grzegorz, Rafał, Folker i Piotr, szybka odprawa na lot do Moskwy, dwie godziny w powietrzu i już na tranzycie u mateczki Rasiji.
Kilkugodzinna krzątanina, kolejna odprawa, 6 godzin lotu i welcome to Ulan Batar.
Przed lotniskiem czeka na nas kierowca i oczywiście nasza maszyna. Jedziemy do miasta, hotel, mycie , restauracja, zakupy i byle szybciej i dalej w step i góry , byle jak najszybciej dotrzeć do wody. Planujemy spłynąć pontonem rzekę Chuluut od ujścia do niej największego dopływu Suman do połączenia z Iderem i dalej do Selengi.
Przed nami tę trasę pokonała grupa Sławka Bobuli, spływając rzekę w 2001 roku. Jego relacja o miejscach gdzie w rzece jest więcej kamieni niż wody a ryb więcej niż kamieni była inspiracją naszej podróży. Podróż.
I przerwa
Po pierwszym dniu jazdy docieramy do jeziora Ogij,
gdzie mieszkają piękne okonie i szczupaki
Testujemy sprzęt, sprawdzamy ponton, który jak się okaże przejdzie ostrą „próbę bojową”
No i zaczyna się okoniowa rybałka- to się nazywa pasiaste szaleństwo!
Grzegorz …
Piotr …
Rafał …Folker zaś robi zdjęcia.
Niestety do szczupaków nie mamy szczęścia. Jeszcze nie tak dawno nad jeziorem była jedna turbaza, obecnie jest ich kilka. Z pewnością nie pozostaje to bez wpływu na rybostan jeziora. Pora więc ruszać dalej.
Tylko Pipi Langstrum brak;)
Coś dla ducha i ciała – święte źródło wypływające z owoo
Pokonujemy niezmierzone przestrzenie, gdzie kolejne masywy górskie wydają się parkietem, na którym swobodnie w nieustannym tańcu pląsają cienie chmur- niesłychane zjawisko!
Mijamy modrzewiowe lasy, w których cieniu uwija się wiosna
Bywa, że jedziemy po najwyższych wzniesieniach okolicy. Wszystko inne maleje gdzieś w dole – widoki urzekające
Jeszcze jedno spojrzenie z góry i ruszamy w dół doliny
czasem spotykamy karawany, w których jaki ciągną tradycyjne arby na drewnianych kołach
wszyscy gdzieś podróżują
my jednak nieco wygodniej:)
pierwsze spotkanie z rzeką Chuluut…
drugie – parę kilometrów niżej
Szukamy zjazdu do rzeki, którą broni niedostępny kanion
Aż skóra cierpnie, gdy wędkarska dusza patrzy na takie miejsca. A zjazdu jak nie ma, tak nie ma
W dole piękna woda, szumiące królestwo ryb, a my ciągle na tej parszywej górze
W końcu się udaje – ależ rzeka się zmienia, gdy patrzy się na nią z jej poziomu
Zaczynamy spływ – a więc to co tygrysy lubią najbardziej
Piękna rzeka , góry i my, jako dodatek
W końcu pierwsze efekty wędkowania: Jego Wysokość – Tajmień
Tajmień i Rafał – największy farciarz wyprawy
Kolejny obóz
Czasami odwiedzają nas niezapowiedziani goście
Jak co dzień rano – pobudka, śniadanie i… do roboty
Jak widać , kamieni w rzece nie brakuje…
ostatecznie płyniemy „Rzeką Kamieni”
Od czasu do czasu natrafiamy na magiczne miejsca, zamieszkane przez magiczne stworzenia – łowimy wdzięczne lenki i miedziane Tajmienie (80-110 cm), jak ten Grzegorza. Po krótkiej sesji ryba wraca do wody a my do wioseł.
Góra – strażnik naszych rekordowych Tajmieni
Profilaktycznie mamy też magiczne drzewo
Płyniemy rzeką kamieni, a na brzegu płynie rzeka kwiatów – sasanek…
…liliii złotogłów
Czasami na muchę skusi się prawdziwy Król, jak ten tajmień – 120 cm!
Muszkarze chodzą solo, więc…
dobre zdjęcie w tym przypadku , to niemały problem
Gdy ryba leży cierpliwie i czeka , coś udaje się zrobić
Władca rzeki cały i zdrowy wraca do królestwa, może jeszcze kiedyś się zmierzymy. Zwróćcie uwagę na wgłębienie na głowie tego zwierza – cecha charakterystyczna wszystkich tajmieni. W końcu korony wszystkim królom pozostawiają odciśnięty ślad:)
Nasza supermiejscówka – i bez zdjęcia pamiętam każdy jej szczegół
Niezapomniane miejsce, niezapomniana rybałka
Czasami przychodziło nam łowić do kresu wytrzymałości
Koniec zapasów. On – King 138 cm , On – Rafał – jego pogromca – ustawiają się do foty
Tajmień 138cm wrócił do swej podwodnej sali tronowej. Przynętą była sztuczna mysz. To największy okaz złowiony przez członków naszego klubu. Dotychczasowy rekord Grzegorza- bagatela 134cm – tej nocy odszedł do lamusa.
Rafał nie dał ochłonąć przyglądającym się gwiazdom. Nim zgasły na woblera Salmo doławia niewiele mniejszą miedzianą bestię.
Kolejny obóz , kolejna skała, kolejne wspaniałe wędkarskie wrażenia
A z rana – rutyna, znów kamienie, rzeka kamieni… Nie! Morze kamieni!
Czasem na prawdę duże
I te góry – jedne płaskie niczym ściana, inne szarpiące szczytami chmury
Żurawie stepowe
Ten z prawej to ważny człowiek – pomoże załatwić zapas ognistej wody – info dla tych którzy popłyną i po drodze zabraknie (normalna rzecz). To zdjęcie może pomóc. Ważny człowiek zawsze w domu ma kilka flaszek na stanie a, że w promieniu 50 km brak jakiegokolwiek sklepu a nawet drogi { około 140 km od połączenia Suman goł i Chuluut goł}, może okazać się to zbawienne. Oczywiście, gdy ktoś zachoruje;)
Przed nami brunatne góry, a gdzieś w nich oczekiwany dopływ Ider goł
Płyniemy i czekamy – mapa mówi że to już
Jest Ider! – tak naprawdę to płyniemy jego dopływem, za
parę kilometrów obóz i zasłużony odpoczynek po całymi dniu spływu
Cały majdan na brzegu
Blask ognia i zachodzącego słońca – nie wiadomo co bardziej ogrzewa serce
Nadchodzi noc – jutro spotkanie z Delgermoron i Selengą. Celem naszej podroży jest miejscowość Ich-Ul , tam jesteśmy umówieni z naszym przewodnikiem-kierowcą.
Podsumowanie:
Żaden Tajmień nie został zabity.
Złowiliśmy sporo pięknych ryb:
jezioro – okoń , szczupak, płoć- na spinning i muchę
rzeka- tajmień, lenok , harius
Widziano 1 szt. miętusa około 70 cm , tuż przy brzegu przypłynął jak na stołówkę
Ekipa się sprawdziła , sprzęt też
P.S.
Nigdy nie należy podchodzić do sprawy, że jest dobrze – dalej będzie jeszcze lepiej.
Dlaczego to piszę? Gdyż później wielu okazji może zabraknąć, co tyczy się szczególnie robienia niepowtarzalnych zdjęć, łowienia pięknych ryb – w końcu po to tam głównie jedziemy i podejmujemy trudy wyprawy.
My to przerobiliśmy, marnując wiele okazji na piękne fotografie właśnie na początku wyprawy, na jeziorze i rzece
Tekst Piotr Piłat
Zdjęcia G.Borowski , Piotr Piłat