Uważane za wyspy niezgody od zawsze. Przez odkrywców, kartografów, geografów, dowódców flot, wojskowych i pretendentów różnej maści. Wychodzi na to, że zostały odkryte przez członków wyprawy Ferdynanda Magellana, jako że to jeden z Jego nawigatorów sporządził mapę (1520), na której pojawiły się pierwszy raz. Od statku, którym przypłynął pojawiły się pod nazwą „Islas de Sanson y de los Patos”. Musiało minąć dwa i pół wieku by w imieniu króla Francji Ludwika XV wbito tam po raz pierwszy flagę Francji a pierwsza założona tam osada nazywała się Malouines. Rok później dziadek słynnego Lorda Byrona przejął wyspy w posiadanie w imieniu króla Jerzego III Zjednoczonego Królestwa i założył Port Egmont. Tego samego roku Francja uznała hiszpańską suwerenność nad Falklandami, po hiszpańskim sprzeciwie wobec utworzenia Port Louis, a Malouines zhispanizowano na Malvinas. Trzy lata później Brytyjczycy zostali wypędzeni, by po roku pozwolono im powrócić i odzyskać prawa, jednak nie do całych wysp a samego portu Egmont.
25 maja 1810 r. Argentyna ogłosiła de facto niepodległość od Hiszpanii i zaczęła rządzić się pod własnym zwierzchnictwem i dyktować własne prawa. Od tego dnia Argentyna odziedziczyła prawa Hiszpanii do Falklandów, opierając się na zasadzie „uti possidetis iuris”.
W 1825 r. Zjednoczone Królestwo i Zjednoczone Prowincje Río de la Plata podpisały Traktat o przyjaźni, handlu i nawigacji, na mocy którego Wielka Brytania uznała Argentynę za suwerenne i niepodległe państwo. Zjednoczone Królestwo nie zgłosiło żadnego protestu ani zastrzeżeń dotyczących Falklandów w traktacie, które znajdowały się pod administracją argentyńską.
Dopiero 55 lat po tym, jak Zjednoczone Królestwo nie wykazało żadnego zainteresowania Falklandami, odkąd opuściło je w 1774 r. pojawił się pierwszy brytyjski protest.
W 1831 roku Puerto Soledad zostało zniszczone przez amerykańską fregatę „Lexington”, ponieważ argentyński gubernator wysp, Luis Vernet, skonfiskował trzy amerykańskie łodzie rybackie za naruszenie zakazu połowów obowiązującego na terenie Falklandów.
3 stycznia 1833 roku Brytyjczycy siłą zajęli Falklandy, wydalając argentyńskich urzędników i ludność i zastępując ich brytyjskimi poddanymi. Brytyjscy poddani wprowadzili od tego czasu środki ograniczające, aby zapobiec osiedlaniu się tam argentyńskiej ludności, co w przyszłości miało mieć ogromny wpływ na referenda mające decydować o przynależności wysp do Wielkiej Brytanii bądź Argentyny. To brytyjskie zajęcie Falklandów zapoczątkowało spór terytorialny między dwoma krajami. Argentyna zaprotestowała przeciwko brytyjskiej inwazji 17 czerwca 1833 r., a następnie składała protesty i zastrzeżenia swoich praw suwerennych w latach 1841, 1849, 1884, 1887, 1888, 1908, 1919, 1926, 1927, 1933, 1937, 1938, 1939 i 1946, a od tamtej pory czyniła to corocznie w Organizacji Narodów Zjednoczonych. W 1982 Argentyna borykająca się problemami wewnętrznymi i coraz większymi rozłamami społecznymi spróbowała łapać się deski ratunku by scalić naród (temat Malwinów zawsze był przykładem narodowej jedności). 26 marca argentyńska junta podjęła decyzję o zbrojnym zajęciu wysp. 1000 argentyńskich żołnierzy wylądowało na Falklandach (Malwinach) 2 kwietnia 1982. Po krótkotrwałej wymianie ognia, ówczesny brytyjski gubernator Rex Hunt (zbieżność imienia i nazwiska z medialnym wędkarzem z Australii przypadkowa), złożył broń. Ówczesna premier Wielkiej Brytanii Margaret Tatcher wykazała się jednak większymi jajami i jeszcze tego samego dnia podjęła decyzję o odbiciu Falklandów. Niecałe trzy miesiące później Wielka Brytania pozamiatała Argentyńczyków mimo ich znacznej przewagi liczebnej. Junta podpisała kapitulację. Jednak Argentyńczycy ze stratą Malwinów nie umieją się pogodzić do dziś. Tym bardziej, że w 2009 roku odkryto u wybrzeży Falklandów bogate złoża ropy naftowej i jeszcze więcej gazu. Fachowcy uważają, że pod dnem morskim w okolicach Falklandów może znajdować się nawet 60 miliardów baryłek ropy i około 51 bilionów stóp sześciennych gazu. Dochody z wydobycia samej ropy szacuje się na 160tys.USD na jednego mieszkańca! To 4 razy więcej niż w Emiratach Arabskich!!!
Zatem jest się o co bić i pewnie na linii Buenos Aires – Londyn jeszcze wielokrotnie będzie gorąco.
Mimo, że jak napisałem na mapach Falklandy istnieją ponad 500 lat, to czas spędzony na mapie Bayan-goł też nie należy do krótkiego😅 Oczywiście nie możemy się równać z kartografami czasów Magellana ale kto jak nie my miał w końcu sprawdzić ten daleki kawałek świata pod względem ryb. Tym bardziej, że nazwy rzek San Carlos, Warrah czy Pedro coraz częściej rozpalały naszą wyobraźnię przez zdjęcia troci pojawiające się w głębokich odmętach internetu.
Na początku tego roku wylądowaliśmy w końcu na Wschodnim Falklandzie, w wojskowej bazie Mount Pleasant nieopodal jedynego miasta na wyspach, bedącego jednocześnie ich stolicą – Stanley, by z dwoma grupami dokonać wędkarskiego rekonesansu tamtejszych wysp. Relacja ta dotyczy obu grup, które z uwagi na różne warunki pogodowe miały zgoła różne efekty, ale dotyczy tych samych miejsc i łowisk.
Zatoka Portu Stanley to stałe schronienie dla wielu jednostek łowiących kalmary
Wiele budynków w Stanley nosi cechy starej, kolonialnej zabudowy brytyjskiej.
No i jest to kraj Land Roverów!
Spotyka się je na każdym kroku, tak w Stanley jak i na peryferiach.
Nie tylko zabudową ale i roślinnością Stanley przypomina nieco niewielkie miejscowości z wyspy południowej Nowej Zelandii
Dobrze, że piwo mają dobre!
Bo kuchnia to już średnia. Z reguły bez szału fish & chips. Świeże kalmary owszem dawały radę ale nawet najlepsza knajpa w mieście (Groovy’s) wszystko robiła na śmierdzącej fryturze, którą czuć było z daleka.
Co tam dziewczęta, jak w głowach tylko trocie pływały!🤓
Powyższa restauracja miała bardzo osobliwe symbole na toaletach rozróżniająca kibel damski od męskiego:
Wyjdźmy na zewnątrz.
Margaret Tatcher na tych wyspach to Ikona!
Jakże charakterystyczne dla Wielkiej Brytanii czerwone budki telefoniczne
Cmentarz w Stanley to miejsce spoczynku wielu obrońców wysp z czasów konfliktu zbrojnego z Argentyną.
Jedna z tablic nagrobnych z fragmentem wiersza Christiny Rossetti „Gdy umrę, mój najdroższy”:
Gdy umrę, mój najdroższy,
Wystarczy parę brzóz –
Nie sadź mi ponad głową
Cyprysów ani róż;
Niech tylko trawę w górze
Skropi raz po raz deszcz;
I, jeśli chcesz, pamiętaj –
Zapomnij, jeśli chcesz.
Nie będę widzieć cieni,
Nie będę czuła burz;
Nie będę słyszeć śpiewu
Słowika z leśnych głusz;
I śniąc przez nieskończony,
Niezmiennie szary zmierzch,
Albo pamiętać będę,
Albo zapomnę też.
O dziwo, miejsce tej Toyoty jeszcze nie na cmentarzu aut.
Pakowanie do wyjazdu.
Jednym z głównych problemów w organizacji aut na wyprawę było znalezienie wypożyczalni, która się zgodzi na przeprawę aut na Falkland Zachodni. Niestety, mimo oparcia się nawet o zebrania zarządu żadna nie chciała się na to zgodzić (nie obowiązują tam żadne przepisy drogowe). Dlatego znalazłem po prostu osobę fizyczną, która nam auta po prostu pożyczyła! Po zakupach w końcu wyjechaliśmy z miasta by po kilku godzinach dojechać na miejsce.
Naszym celem był przeuroczy i całkowicie samowystarczalny domek Richarda i Toni Stevens’ów o cudnej nazwie „Trout Court”, który na dodatek jest niemal samowystarczalny. Woda pitna pochodzi ze strumienia płynącego nieopodal, energia elektryczna pochodzi z paneli fotowoltaicznych a woda do prysznica i spłuczki toalety to deszczówka. Jedynie kuchnia i piec grzewczy potrzebują butli gazowych.
To właśnie tuż przy domku Wiktor Przybyłowski złowił pierwszą troć wędrowną naszej wyprawy…
A Jego tata – Jacek pierwszego robalo.
Trout Court mieści się na terenie farmy port Sussex i w ramach gościny wolno nam było łowić na terenach podlegających ów farmie. Łowienie na jakiejkolwiek innej rzece wymagało pozwolenia od tzw. landownera, które jak to zwykle bywa wiąże się najczęściej z niemałą opłatą. No ale falklandzkie broszurki mające pobudzić ruch turystyczny na Falklandach chwalą się, że wędkarstwo na Falklandach jest darmowe. Tyle, że bez pozwolenia nie wolno wejść na teren prywatny. A ten jest praktycznie wszędzie.
Farmerzy na Falklandach najczęściej zajmują się hodowlą owiec, które po wytępieniu w 1876r. wilczaka falklandzkiego, zwanego Warrah nie mają na wyspach naturalnych wrogów.
Po przywitaniu z właścicielami Trout Court mogłem wrócić do domku znacznie szybszą podczas odpływu drogą
Szybko miało się okazać, że nasze wędkowanie na Falklandach będzie bardzo mocno zależeć od pływów, a że tych w trakcie doby są cztery (przypływ mały, przypływ duży, odpływ mały, odpływ duży) mieliśmy z tym nie lada łamigłówkę. Przy domku podczas odpływu raczej nie było co liczyć na brania ryb ale zawsze można było nazbierać omułków, których odkrywały się całe pokłady.
Jurek Ludwin, jako prawdziwy koneser smaków podzielił się japońskim przepisem na przygotowanie muli pod japońską trawą. Japońskiej co prawda nie mieliśmy ale falklandzka okazała się równie wyśmienita.
Właściwie ułożone małże pod wpływem temperatury wspaniale się pootwierały a od dymu właściwie uwędziły.
Doskonałe!
Autor kolacji z wędzonych muli we własnej osobie.
Podwórko Farmy Port Sussex
I Wiktor do swej listy mógł tego dnia dopisać robalo.
Krajobraz pierwszego zmierzchu na zachodzie Falklandu Wschodniego
Nieopodal domku w głąb zatoczki wchodziła jeszcze jedna rewka z muli.
Rzadka okoliczność na Falklandach – bezchmurne, nocne niebo.
Resztki robalo zwabiły pod domek sępniki różowogłowe (Cathartes aura), które w odróżnieniu od sępników czarnych mają większą siłę nośną skrzydeł co znacznie pomaga na obszarach chłodniejszych, gdzie wznoszące prądy powietrza są słabsze.
Kolejnego dnia rozjechaliśmy się na poważne rzeki trociowe, w których łowienie wcześniej musieliśmy zgłosić przynajmniej telefonicznie u właścicieli terenów, przez które przepływały.
Zacząłem skromnie.
Z niewytłumaczalnego braku wiary w sukces, poganiałem za magelankami zmiennymi (Chloephaga picia leucoptera), które bez opamiętania opychały się owocami bażyny czerwonej (Empetrum rubrum).
Na szczęście dość szybko na bardzo płytkim napływie udało mi się złowić bardzo dobrą troć. Srebrniak był w wyśmienitej kondycji i jak każda z późniejszych świeżych troci miał być dostrzegalnie silniejszy (jak na swoje gabaryty) od tych patagońskich.
Praktycznie wszystkie falklandzkie trociowe rzeki niosą wodę o takim torfowym zabarwieniu. Woda ta ma pH kwaśniejsze, zatem ryby by wytworzyć ikrę i mlecz muszą spłynąć do morza. Dlatego w czystych strumieniach Falklandów nie należy się spodziewać ryb anadromicznych.
Niestety dwie największe ryby tamtego dnia miałem stracić, ale pozostałe trzy sprawiły mi wiele radości.
Z resztą wszyscy mieli ręce pełne roboty i powody do zadowolenia
Rzeka była wypchana trociami, którym nie przeszkadzał jasny dzień i miała mnóstwo fajnych miejscówek.
To tu miałem stracić po kilku minutach holu największego klamota😩
Innego dnia na tej samej rzece, z kolejną grupą w estuarium tej samej rzeki udało mi się złowić dwie troski, w tym tak pięknie ubarwioną.
Ta znów z odcinka w górze rzeki.
Estuarium nie tylko dla mnie było szczodre. Koledzy z drugiej grupy złowili w nim i swoje trocie.
W tym takiego klamota! Brawo Krzysiek!💪
Po prawej stronie od głowy szczęśliwego łowcy zobaczycie jasny punkt – to nasze auto. Nawet z jego wysokości widziałem jak ta ryba tańczyła na ogonie. Szaleństwo do kwadratu! 👻🤯
Inną rzeką, którą było nam dane obławiać podczas pobytu w Trout Court była chyba najsłynniejsza San Carlos. To nieopodal jej ujścia desantowali się Brytyjczycy by odbić Falklandy Argentyńczykom.
To z tej rzeki pochodzi niepobity dotąd rekord troci Alison Faulkner (10,3kg)
Niestety w odróżnieniu od rzeki poprzedniej, ta w górze była pusta kompletnie.
Dopiero dolny odcinek podarował nam kilka ryb.
Osobliwe paprocie wysokie (Blechnum magellanicum) porastają ściany dolnego wąwozu San Carlos
Trotki niewielkie, za to osobliwie ubarwione. Wszystkie z kawowym nalotem.
Nie mogliśmy rozgryźć tych pływów. Niby godzina przed i dwie godziny po najwyższym przypływie a jednak nie zawsze to tak działało. Można było cały dzień trzaskać bez dotknięcia aż w którymś, nieznaczącym w tabeli pływów momencie w pięciu rzutach złowić 5 ryb!
Niestety na dolny odcinek San Carlos trzeba było drałować piechotą kawał drogi. Dobrze, że w domku czekała nagroda w postaci zimnego piwka podanego z kufla na osobliwym stoliku z kręgu wieloryba.
A gdy nadchodziła pora właściwa…
Czas na kolację. Co prawda robalo na Falklandach nie tak smaczne jak te z Patagonii ale jako mielone zawsze wyśmienite!
Dzięki Bogu, Marcin zajął się smażeniem!👏
Na deser podwójna tęcza podziwiana podczas odpływu z domku.
Jako, że główka kapusty w sklepie na Falklandach kosztuje w przybliżeniu 100zł (i to wątpliwej jakości), na śniadanie mało jarzyn, więcej keto!
Na południe od Trout Court płyną dwa niewielkie strumyczki.
Niepozorne ale pełne potokowców!
Co prawda mogłyby być większe ale i tak na lekkim zestawie zabawy dostarczały co nie miara.
Liczyłem na samotną troć, ale jak już napisałem – nie ma tam co liczyć na trocie w krystalicznych wodach.
Niestety na Wschodnim Falklandzie stacja benzynowa jest jedna (podobnie na Zachodnim), zatem czekała mnie samotna wycieczka do miasta po paliwo.
Mija się tam wiele obiecujących rzek.
Typowa farma na Falklandach.
Śmietnik.
Ale krajobrazy niczego sobie
Spojrzenie w kierunku góry Smoko.
W ogóle wyraz „smoko” jest bardzo popularny na Falklandach, w Australii i Nowej Zelandii. Oznacza nieformalną krótką przerwę w pracy bądź na służbie. To taka przerwa na fajkę albo kawę czy herbatę. Wśród strzygących owce to oznacza przerwę na tzw. drugie śniadanie. Dobrze, że moje falklandzkie smoko trwało miesiąc!
Pod górą Kent do dziś spoczywają szczątki zestrzelonego argentyńskiego chinook’a. Został strącony rakietą Sidewinder przez brytyjskiego Harrier’a GR.3, który wraz z resztą maszyn swojego typu przechodził wtedy swój chrzest bojowy.
Był to jeden z dwóch argentyńskich chinooków, które brały udział w tej wojnie.
Araukaria w Stanley
I zabudowa mieszkalnej dzielnicy tego miasta. Psy dupami szczekają.
Po uzupełnionych zapasach paliwa i żarcia na dalszą część podróży mogłem wyskoczyć nieopodal na plażę w Yorke Bay słynącą z kolonii pingwinów gentoo.
Pingwiny gentoo, z pol. białobrewe (Pygoscelis papua)
Najliczniejsza populacja tego gatunku gniazduje właśnie na Falklandach (132 tyś. par lęgowych w 2013r.). I co ciekawe, z uwagi na ocieplenie klimatu gwałtownie rośnie!
Żywią się głównie rybami a także skorupiakami (kryl) i mięczakami. Na lądzie potrafi spożywać algi śnieżne.
Jak wszystkie pingwiny – na lądzie niezdarne, podczas gdy w wodzie nurkują na głębokość 54-136m i są najszybciej pływającymi ptakami na świecie. Potrafią pływać z prędkością 36km/h. Stąd nazwa popularnego systemu komputerowego „Linux Gentoo”.
A mimo to muszą się strzec, bo w wodzie polują na nie lamparty morskie, uchatki patagońskie i orki; na lądzie zagrożenie dla jaj i piskląt występuje ze strony wydrzyków, petreli i mew a także sępników.
Przy drodze z Yorke Bay do Stanley znaleźć można wiele starych wraków.
Innym ciekawym cmentarzyskiem jest tzw. wzgórze butów, gdzie mieszkańcy Stanley wywożą schodzone pary butów.
Osobliwe🤔
Niestety nie udało mi się sfotografować słynącej właśnie z Falklandów karakary czarnej (Phalcoboenus australis). Tu powszechnie przez nas spotykana w Patagonii karakara czubata (Caracara planctus). Co ciekawe, całkiem niedawno naukowcy odkryli, że karakary to jedne z najinteligentniejszych ptaków drapieżnych na świecie. Jak podkreślają, dotychczas uważano, że taki poziom zdolności mają jedynie niektóre papugi, jak kakadu Goffina.
Typowa zabudowa farm na Falklandach. Chwilowo opuszczony budynek, wkrótce znów może zostać zamieszkały.
Gdy w końcu wróciłem do Trout Court, Jurek uraczył mnie mulami na sosie maślanym z białym winem.
I jakże się zdziwiłem, gdy przy pierwszej małży natrafiłem na takąż niespodziankę! Dobrze, że nie złamałem zęba!😅
Bezpieczniej było opitolić steka!😎
Profesor Marcin Drąg w akcji💪
Dobrze, że chilijskiego Carmenere mieliśmy pod to sensowny zapasik!
W dniu wyjazdu mogliśmy podziwiać jak Toni z Richardem spędzają owce z terenów Port Sussex.
W przeciwieństwie do chilijskich gaucho, nie używają koni lecz quady. Jaki kraj, taki romantyzm.
Po pożegnaniu, ruszyliśmy dalej. Takie znalezione po drodze miejsca zawsze napawają ciekawością.
Takie porosty na tablicy nagrobnej to organizmy organizmy pionierskie, które powstały z symbiozy grzyba z glonem (lub sinicą). Nie mają one korzeni, więc całą plechą pobierają wodę i substancje odżywcze bezpośrednio z powietrza.
Naszym celem było New Haven, z którego mieliśmy przeprawić się na Falkland Zachodni. Niestety chmury nie wróżyły nic dobrego i wkrótce miało się okazać, że tego dnia nie popłyniemy. Niby niczego to nie skomplikowało ale mocno wjechało mi na banię. Okazało się, że promy przez Cieśninę Falklandzką nie pływają jak przez Cieśninę Magellana. Zasady bezpieczeństwa są zdecydowanie bardziej wyśrubowane i jak pada hasło, że „nie płyniemy”, to nie płyniemy, choćby za dwie godziny miało się rozpogodzić i tak zostać do końca dnia. W ten sposób promy potrafią nie kursować i przez pięć dni! A co z powrotem?!?!?! Co prawda dzień buforowy na wszelki wypadek przed odlotem mieliśmy, ale pięć?!?!?! 🤯Strasznie mi to zryło beret i tak naprawdę zepsuło cały wyjazd do końca. Nerwy, których nie życzę nikomu. Pokora wobec natury ale i… pieprzone brytyjskie widzi mi się!😤
A że na przeprawie nie było nikogo i niczego, zjechaliśmy do Goose Green zapytać się o co ogóle chodzi.
Goose Green osada, od której zaczęła się kontrofensywa Brytyjczyków w Wojnie o Falklandy.
Jest tam bardzo miła kawiarenka, z jeszcze milszą obsługą. Urokliwa dziewczyna, która po kuchni poruszała się w skarpetkach była bardzo zorientowana w rozkładzie promów i pocieszała nas jak mogła. Głodni nie wyszliśmy😋
Uroki Goose Green
Wróciliśmy tamtego dnia do Trout Court, Przybyłowscy złowili sobie na San Carlos 5 wspaniałych troci, reszta się dobrze znieczuliła rumem i jakoś do następnego dni przetrwaliśmy. Wiatr trochę zelżał więc do New Haven ruszyliśmy najwcześniej jak się dało, licząc że może się załapiemy na wcześniejszy prom. Niestety – tym razem odbiliśmy się nie od brytyjskiego widzi mi się a od brytyjskiej poprawności. Co prawda miejsce dla dwóch aut na pokładzie było ale miejsc siedzących w kabinie brakowało dwóch i nas nie wpuścili. Musieliśmy czekać na swoją godzinę!🤦🏻♂️
No nic. Czekaliśmy, umilając sobie czas fotografowaniem znów gentoo w New Haven.
Sprzeczka pingwinów na tle z jednego z naszych aut.
Pisklęta gentoo z Falklandów opierzają się po około 85-117 dniach od wyklucia. Dojrzałość płciową uzyskują w wieku dwóch lat.
Temperament gentoo jest flegmatyczno-choleryczny zatem sprzeczki w kolonii trwają praktycznie cały czas. Bez dostrzegalnych przyczyn i nie wiedząc po co – ot, jak czasem w każdym starym, dobrym, polskim małżeństwie 🤪
Pingwiny są zazwyczaj monogamiczne i dobierają się w pary na sezon, wspólnie wychowując potomstwo. Choć łączą się w pary na lata, a nawet „na całe życie”, nie jest to żelazną regułą. Mogą stosować tzw. „rozwody” lub „skoki w bok”, a zdrady są wśród nich powszechne.



