Pod koniec stycznia wylądowaliśmy w Manaus, w ponad dwumilionowym, portowym mieście leżącym nad Amazonką a raczej w widłach Rio Negro i Solimoes, rzek tworzących właściwą Amazonkę. W porcie czeka już na nas wynajęty statek Amazon Prince wraz z całą załogą i całym znaczącym ekwipunkiem – mam na myśli kilkaset oszronionych puszeczk złocistego trunku.

Statek jest wygodny, wyposażony w dwuosobowe, klimatyzowane kajuty, każda z własną łazienką, bar, jadalnię, łączność satelitarną i 4 płaskodenne łodzie z 40-konnymi silnikami.

Niestety już po niespełna dobie płynięcia wysiada klimatyzacja, mamy też problemy z motorem. Kapitan przez radio domawia trochę piwek i nowy statek.

Ten jest większy i wygląda jakby żywcem wyjęty z filmu Herzoga.

Płyniemy dalej w górę Rio Negro. Rzeka jest ogromna, płynie niezliczoną ilością odnóg, starorzeczy, kanałów. Wszędzie tysiące wysp i wysepek, nad głowami przelatują rozwrzeszczane, bajecznie ubarwione papugi, w płynięciu towarzyszą nam towarzyskie delfiny.

Po pokonaniu kilkuset kilometrów kapitan wreszcie daje komendę ,na którą czekaliśmy z niecierpliwością od wielu godzin: Tutaj próbujemy. Wędki w garść i przesiadamy się do łódek.

Tak będzie już wyglądał każdy kolejny świt, do łódek, i wielogodzinna pogoń za tajemniczymi mieszkańcami tej herbacianej wody

Znalezienie ryb na tak ogromnej przestrzeni wcale nie jest łatwe, myślę że bez przewodników niemal niemożliwe. W głównym korycie rzeki praktycznie nie ma ryb, przynajmniej nie tych, które nas interesują. Tucunare można znaleźć w stojącej lub niemal stojącej wodzie, w lagunach czy starorzeczach, niestety płynąc łodzią dojścia do nich nie są widoczne, często ukryte pod nawisem gałęzi, wystarczy podnieść gałązkę, uchylić krzaczek a ukarze się maleńki kanalik, często na szerokość łódki, rosnący z każdym przebytym metrem by po 50, 100 czy 200 metrach wpłynąć do śródleśnego jeziorka pełnego ryb.

Często trzeba przenosić lub przepychać łodzie

A efekty? Przede wszystkim wspomniane tucunare.

Tucunare (Peacock bass) są największymi na świecie przedstawicielami rodziny pielęgnicowatych, znanych jest 13 gatunków, dorastają do 15 kg a w sile nie mają sobie równych

Nam udało się złowić 4 z nich : azul

paca- z całą pewnością najwaleczniejsza

borboletta ( najmniejsza, w odróżnieniu od pozostałych pływająca w stadkach liczących po kilka a nawet kilkanaście sztuk.

i tucunare błękitna

Przyłów stanowiły trairy, wyglądem przypominające archaiczne latimerie, pieszczotliwie nazywane przez Jasia brzydalami

Były bardzo agresywne a w smaku naprawdę wyborne

Trafiały się też bicudy, przypominające krzyżówkę belony ze szczupakiem, uzbrojone w około centymetrowe zęby. Pierwszą złowioną bicudę postanowiłem dokładnie obfotografować, dlatego wrzuciłem ją do łódki a sam sięgnąłem do podręcznej torby po aparat, rybka pozostawała w odległości 1 m ode mnie, bacznie obserwujac każdy mój ruch, kiedy wyciągałem rękę z aparatem wykonała skok z rozwartą paszczą, która błyskawicznie zacisnęła się na na wycelowanym obiekcie. Stałem przerażony z rybą dyndającą u mojej ręki, ulubiony piloteiro z pomocą 2 par stalowych szczypiec wybawił mój przydatny narząd z opresji. Amerykanie nazywają ją dog fishem.

Mówiąc o Amazonii nie można nie wspomnieć pirani, często przegryzały nam żyłki, podgryzały holowane ryby, tak że niekiedy wyciągało się jedynie bezoczny szkielet. Największe były czarne piranie dorastające do 2 kg

Moją szczególną sympatię budziły aruany. Ryby o zwodzonych paszczach polujące pod gałęziami na ptaszki

Walka z nimi odbywała się głównie w powietrzu

Zdarzały się też inni bajecznie ubarwieni przedstawiciele pielęgnicowatych: Jakundy

i pielęgnice pawiookie

Z racji powierzchniowego łowienia sumowate nie były częstymi zdobyczami, choć z kilkoma wąsaczami mieliśmy przyjemność

Ale nie tylko ryby kusiły się na nasze wyszukane przynęty, z których po ataku kajmana często zostawały jedynie wióry

Kiedy ręce bolały od ilości holowanych ryb a równikowe słońce rozmiękczało umysł kryliśmy się w cieniu dżungli

… piekąc złowione rybki

Skropione sokiem z limony były wprost wyborne

Po uzupełnieniu zapasu energii znowu na wodę

Bywało, że w czasie deszczu lub zaraz po nim tucunare nie zagryzało z powierzchni, wówczas łowiliśmy na płytko chodzące woblery lub jerki, świetnie sprawdzały się niektóre modele Salmo np. przypominające piranię 7cm slidery, jak zwykle skuteczne okazywały się worriory.

Powierzchniowo łowiliśmy na mało u nas znane bezsterowe przynęty, przypominające kształtem cygaro, zaopatrzone wewnątrz w 2-3 hałasujące kulki (zara, top dog, Joao pepino)

Prowadzenie polega na stałym podszarpywaniu nadgarstkiem tak aby wprawić przynętę w ruch zygzakowaty. Innym przykładem powierzchniowych przynęt były długie jerki zaopatrzone w śmigła. Technika łowienia w tym przypadku polegała na energicznych, długich szarpnięciach z pólobrotu, opierając wędkę o biodro.

Wieczorem z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wracaliśmy na nasz statek bazę

Podziwiając zachód słońca i rozpamiętując kolejne hole zasypialiśmy by z nowym świtem, obudzeni wrzaskami papug …

autor tekstu: Mariusz Aleksandrowicz
autorzy zdjęć: Wojtek Kordecki, Janusz Przetacznik, Leszek